O nas
Nowe
Felietony
Artykuły
Kurier Święt.
Kronika 2018
Historia
Kalendarz
Galeria
Antyreklama
Kontakt
Polecamy
Forum
Archiwum
  
Artykuły »  lista artykułów » R.Kudliński: Łysogórska Republika Kolesi
Treść artykułu:
   

Łysogórska Republika Kolesi

 

            Pozostawienie kilka lat temu na administracyjnej mapie Polski województwa świętokrzyskiego stało się możliwe nie tylko dzięki wpływom  miejscowych polityczno - towarzyskich  klanów (siłą rzeczy zainteresowanych jego zachowaniem), ale i  dzięki ...obawom środowiska krakowskiego przed rozprzestrzenieniem się owej „zarazy" na Małopolskę. O naiwnych lokalnych patriotach nie wspomnę... No i w konsekwencji zachowano w centrum Polski ów matecznik dawnego  „ładu i porządku", do złudzenia przypominający pogranicze ukraińsko - białoruskie. 

W czasie okupacji niemieckiej Region Świętokrzyski obfitował w heroiczne wprost akty patriotycznych wystąpień, symbolem których stał się „Wykus". Podobnie jak w przypadku Wileńszczyzny można tu nawet mówić o partyzanckim „pospolitym ruszeniu". Nic więc dziwnego, że tuż po zakończeniu wojny skierowano do nas całe zastępy tropicieli po kursach NKWD. W ciągu zaledwie kilkunastu lat spacyfikowano nasz region w sposób niemal totalny. Antysemicka retoryka tutejszych komunistów znalazła w dodatku „zrozumienie" i posłuch wielu  „bogobojnych" rodaków...  „Z polskim ludem - polscy  moczarowcy". I tak oto wylęgła się ta łysogórska „republika  towarzyszy" (zastąpiono ich dzisiaj „kolesiami").

            To nie przypadek, że akurat w Starachowicach eksplodowała ostatnio głośna afera (oczywiście udało się ujawnić zaledwie fragment „pajęczyny").  Kto choćby częściowo zna miejscowe realia, zdaje sobie doskonale sprawę z głębokich powiązań lokalnej władzy i  zorganizowanego świata przestępczego. W dodatku i jedni, i drudzy uważają to za najzupełniej normalne. Boss świętokrzyskiego SLD był przed sądem zupełnie szczerze poruszony, uważając, że jako lojalny współtowarzysz postąpił przecież po  l u d z k u, ostrzegając zagrożonych towarzyszy.  Po prostu w taki sposób pojmuje się w tych środowiskach międzyludzką lojalność...

            Bezpardonowa indoktrynacja dotknęła również miejscową naukę i oświatę.                 K. Kąkolewski zwraca uwagę, że nieprzypadkowo „Jerzy Urban w stanie wojennym wypomniał naukowcom, że zawdzięczają tytuły profesorów rządowi. Przypomniał przy tym,  że wielu źle widzianych tutejszych humanistów, jak Wanda Pomianowska czy Anna Sucheni-Grabowska nie doczekały się mianowań, mimo wagi ich dorobku. A potem były stanowiska, ponoć ważne jak dziekan, rektor, wyjazdy zagraniczne, gdzie siły bezpieczeństwa otwarcie trzymały na tym rękę.  W rezultacie mamy prawdę, którą wypracowali Adam Humer, Edmund Kwasek i wypisali na ciałach bitych więźniów".

Lokalna prasa,  na czele ze znanymi kieleckimi tytułami,  doskonale uzupełnia  ową                „ intelektualną służalczość"   spełniając rolę propagandowej tuby poszczególnych koterii. Jeżeli coś  poważnego „przecieka",  to tylko wtedy, gdy dojdzie do zbyt ostrej kłótni o interesy, jak choćby między Długoszem, a Suchańskim ...   

            Współcześni pogrobowcy  ówczesnych „moczarowców"   okopali się jednak przede wszystkim w nomenklaturowym biznesie i samorządach. Przeglądając wykazy członków rad nadzorczych Banku Spółdzielczego,  czy innej „politycznej spółki" prawa (niby)cywilnego widać wyraźnie kto tam jest i z czyjego rozdania... Wacek od Henryka, Ziutek od  Józka, czy Boguś od Wojtka... 

W samorządach jest podobnie; „czerwono - zielony" sojusz opanowawszy pewne wiejskie i małomiasteczkowe przyczółki (jak choćby OSP, KGW, sołectwa  i utrzymywane z samorządowej kasy propagandowe gazetki,) wydają się czuć równie pewnie jak Łukaszenko na Białorusi i (do niedawna) Kuczma na Ukrainie. Właśnie, do niedawna...

                                                                                          Radosław Kudliński

powered by QuatroCMS