O nas
Nowe
Felietony
Artykuły
Kurier Święt.
Kronika 2018
Historia
Kalendarz
Galeria
Antyreklama
Kontakt
Polecamy
Forum
Archiwum
  
Historia »  Opracowania » P.Opozda: Wybór źródeł do historii Konfederacji Świetokrzyskiej cz. 2
Treść artykułu:

 

POLSKA BUDZI SIĘ, prostuje przygięty niewolą kark i poszukuje zbawiennej drogi i prawdziwego, autentycznego słowa. Karmieni latami fałszem i starannie oczyszczani z tego, co piękne i naturalne spostrzegamy wreszcie naszą tragiczną pustkę...

Pozostało nam niewiele, ale ciągle jeszcze posiadamy rzecz dla człowieka najważniejszą - instynkt prawdy i sprawiedliwości. On to właśnie, czyniąc nas z jednej strony zamkniętymi na kłamstwo, otwiera nas równocześnie na przyjęcie prawdy - na poszukiwanie nowych myśli (...).

Poszukując nowego, winniśmy poznawać stare: nie po to, ażeby dawne style myślowe i urządzenia ustrojowe zaszczepiać w nowe życie, ale dla podtrzymania więzi - dziś naderwanych - z tymi pokoleniami Polaków, które swą myślą, pracą i walką wytworzyły to wszystko, co określamy mianem polskości. POSZUKIWANIE I POZNAWANIE PRAWDY O ŻYCIU SPOŁECZNYM - oto główna przyczyna powołania pisma, którego pierwszy numer oddajemy dziś pod osąd Czytelników.

W jaki sposób poszukiwać?

Wychodzimy z założenia, że tylko Naród Polski (a więc my wszyscy, a nie tylko nasi „genialni" czy domniemani przedstawiciele) skrywa w sobie - w swoim codziennym życiu, w swych pragnieniach i upodobaniach - tę Wielką Myśl, która poprowadzi naszą Ojczyznę w lepszą przyszłość. System komunistyczny odrzuciliśmy już u samego zarania jego obecności w Polsce dlatego, że był nam obcy. Taki sam los spotka u nas wszystkie inne systemy - wzorowane i czynione nie przez nas, a dla nas.

Wniknąć w życie Narodu u samych jego podstaw - oto naszym zdaniem najlepszy sposób poznania prawdy o nim, a w rezultacie jej najpełniejszego uobecnienia w polskim życiu zbiorowym. Wraz z myślą, nierozerwalną częścią życia ludzkiego jest Czyn (...) Jakiego rodzaju czyn z tej fali pragnień się narodzi jest sprawą niezwykłej wagi, ale o tym zdecyduje w przyszłości samo społeczeństwo.

Działamy pod sztandarem Konfederacji Polski Niepodległej, na którym wypisane są słowa „Wolność" i „Niepodległość". Oznacza to, że jako uczestnicy wspólnoty narodowej - sami z natury będąc autorami własnego losu - nie możemy godzić się na los zgotowany nam przez innych, w dodatku wrogów. Godząc się bowiem na niewolę, stracilibyśmy wartość dla nas najwyższą, bo stanowiącą o podmiotowości człowieka - godność. Ale to przekonanie o naszej pierwszej powinności nie każe nam bynajmniej separować się od tych wszystkich, którzy choć nie są z nami, ale szczerze pragną odnowy życia narodowego, którzy wychodzą naprzeciw oczekiwaniom społeczeństwa pomagając mu poznać prawdę i czynić prawdę.

 

„Słowo", nr 1 z sierpnia 1980 r., artykuł wstępny.

Nasza sytuacja

 

Po pewnych nadziejach na liberalizację systemu zauważyć trzeba, ze pojawiają się symptomy zapowiadające powrót do dawnych (przedsierpniowych) metod sprawowania władzy. Nie sposób nie docenić nowych elementów polskiej rzeczywistości, jak przełamania poczucia bezsilności i bariery strachu oraz powstania „Solidarności".

Można też prawdopodobnie wykluczyć wariant zakładający powrót drogą ewolucyjną do sytuacji sprzed Sierpnia. Trudno jednak nie zauważyć, że wbrew temu, co się na ogół przypuszcza, w najgorszym okresie rządów poprzedniej ekipy nie sięgano do pewnych rodzajów represji. Chodzi tu głównie o zapowiedziany proces polityczny czterech czołowych działaczy Konfederacji Polski Niepodległej. Wprawdzie wiceminister spraw wewnętrznych stwierdził na forum Sejmowej Komisji Spraw Wewnętrznych i Wymiaru Sprawiedliwości, iż „nie ma spraw za polityczne przekonania, a tylko za konkretną działalność", trzeba to jednak uznać za jeszcze jeden retoryczny zwrot.

Prasa, radio, telewizja są nadal środkami dezinformacji i tak już w dużej mierze zdezinformowanego społeczeństwa - próbującego na nowo określić się po 35 latach totalnego ogłupiania. Nie znikło zjawisko odgórnego sterowania poprzez propagandowe oszczerstwo i paszkwilanctwo. Zdarzają się też próby represjonowania niektórych działaczy „Solidarności". W wieczornym dzienniku telewizyjnym rolę tę przez pewien czas próbowała odegrać czołówka „Naszego komentarza". W odczytywanym przez któregoś z redaktorów tekście, przeciwnikowi będącemu przedmiotem krytyki próbowano imputować różne intencje, przy czym znaki zapytania zamieniano w pewniki, ferowano wyroki w sprawach, w których ważą się losy społeczne.

Ludzie skompromitowani odchodzą, ale rozlicza się ich na ogół tylko po linii partyjnej, a nie prawnej. Wracają jednocześnie postacie skompromitowane w przeszłości, tak, że czytając ich artykuły, oglądając ich zdjęcia, przypominają się czasy rządów UB w Łodzi i strzały na Wybrzeżu. W odnowę robioną rękami tych ludzi po prostu nie można uwierzyć. Jeśli do tego gwarantem owej socjalistycznej odnowy ma być prokurator generalny Czubiński, to trudno nie wykrzyknąć za publicystą „Solidarności": „Zmiłuj się Boże nad swym wiernym ludem!" Wszystkie dotychczasowe odnowy okazały się kolejnymi „błędami" i „wypaczeniami". W 1980 r. oprócz zarządzenia odnowy pojawiła się siła, która chce ją kontrolować i realizować, co rzecz jasna rządzącym podobać się nie może, a to z tej przyczyny, że tylko władze partyjno - rządowe chcą w ramach realizowanego monopartyjnego ustroju etatystycznego wszystkim i wszystkimi rządzić.

 

Powojenna historia Polski (przynajmniej ta od Sierpnia) wykazała, że słuszna jest teza Jadwigi Staniszkis, iż system ten nie umie się regulować inaczej, niż poprzez kryzysy, choć też prawdą jest, że się zmienia. Należałoby zatem mieć pewne nadzieje, że poprzez wynalezienie odpowiednich mechanizmów zmian, władza zracjonalizuje się. Doświadczenia z przeszłości nastrajają jednak pesymistycznie. Wykazały przecież, że system marksistowski nie ma w Polsce żadnego sensu.

Spójrzmy zatem na system sprawowania władzy w Polsce. Znawca tego problemu - M. Tarniewski (uwagi poniższe opieram na jego właśnie pracy „Ewolucja czy rewolucja", Paryż 1975) ustalił, ze elita władzy w PRL liczy ok. tysiąca osób i uzupełnia ją licząca ok. 300 tysięcy osób „średnia klasa" wykonawców dyspozycji rządu. Wpływ na zasadnicze decyzje polityczne posiadają cztery podstawowe układy: partia, policja, Związek Sowiecki. Dotychczasowe wydarzenia w Polsce determinował cykl społeczno - polityczny. Sprawowanie władzy przez wymienione cztery piony, przy braku społeczeństwa, wywołuje periodyczne spięcia pomiędzy rządzącymi, a rządzonymi. Woluntaryzm podejmowanych decyzji, ich bezsens, doprowadza do naporu społecznego w kierunku zmian i kryzysu politycznego. W przypadkach wyjątkowo ostrych konfliktów (1956, 1970, 1980) następuje częściowa wymiana elity rządzącej: zaczyna się odnowa i pojawiają się symptomy przemian w kierunku (?!) większej wolności, różnorodności i demokracji. Po krótkiej odwilży dynamika sprawowania władzy bierze górę i następuje nowy cykl. W końcu sytuacja „normalizuje się" i wszystko staje na powrót w punkcie startu. Po trzech dotychczasowych cyklach (stalinowski, gomułkowski, gierkowski) wydawałoby się, że elita pojmie w końcu działanie owego cyklu.

Po ostatnim kryzysie, kiedy to partia ma do czynienia z organizacją społeczeństwa, które chce odnowę kontrolować, perspektywa powtórzenia się cyklu jest mniej pewna. Arbitralność władzy również może zostać zmniejszona w związku z beznadziejna sytuacja gospodarczą. Zacytujmy w tym miejscu wypowiedź Barcikowskiego w krakowskiej „Kuźnicy": „Pewnie wyda wam się dziwne, co powiem, ale nigdy jako kierownictwo nie mamy dość pewności siebie i pewności swojej pozycji. Pewnie dlatego unikamy spraw trudnych. To duży błąd. W Polsce może zajść wszystko, łącznie z rozruchami głodowymi. Sięgamy dna i pogrążamy się dalej". Sam jednak proces samoorganizowania się społeczeństwa, egzekucji umów sierpniowych, reform legislacyjnych i administracyjnych, odzyskiwania praw do publicznego głosu, prawa do informacji, wolność kultury tworzonej i przekazywanej oraz wypełnianie żądań ekonomicznych i socjalnych natrafia na coraz większe trudności. Wymowną jest tu wypowiedź Żabińskiego na ostatnim plenum KC: „Przekroczone zostały wszelkie dopuszczalne bariery ustępstw. Partia i władza ludowa nie mogą się dłużej cofać". Sytuację w Polsce komplikuje działanie układu czwartego, tj. ZSSR. Polska ma wszelkie atrybuty wolnego tworu politycznego: granice, rząd, parlament, politykę zagraniczną, etc. Państwo w swojej formie istnieje, choć jest nie jest suwerenne i niepodległe. We wszystkich dotychczasowych programach nurtu niepodległościowego brakuje właściwej diagnozy modelu niewoli w jakiej żyjemy. Trudno jest określić, gdzie leżą granice polskiej suwerenności. Tarniewski przyznaje, że nie sposób je określić, albowiem alarmowe działanie Rosji trudno jest przewidywać; jest obecnie sporadyczne, ale zawsze może nastąpić w najdziwniejszych sprawach". Z tym wiąże się problem możliwych zmian i zarazem elastyczności Rosji. Cytowany autor zaleca zmiany ewolucyjne poprzez: „...zwiększenie dojrzałości politycznej i istnienie nacisku ze strony społeczeństwa". Przy tym nie należy dopuścić, aby napór poszedł za daleko, aby ewolucja nie przekształciła się w rewolucję. W chwili, gdy Sowieci uznają bowiem, ze Polska wymyka się z ich strefy wpływów, mogą interweniować.

Spójrzmy teraz na sytuację w Polsce w aspekcie polityki Związku sowieckiego ostatnich dziesięcioleci. Zachód w zasadzie możemy wykluczyć z poważniejszych spekulacji; odpisał on bowiem całą Europę Wschodnią na straty już 37 lat temu. Zresztą cała jego dotychczasowa polityka sprowadza się do zachowania istniejącego tu status quo, a pomaga nam gospodarczo ze względu na własny spokój. Złudne są jednak nadzieje Zachodu, że udobrucha Rosję, udostępniając jej żywność i technologię (podobnie jak teoria budowy mostów, mająca przyspieszyć proces liberalizacji na Wschodzie). Charakterystyczna jest tu wypowiedź Gromyki w liście do Haiga: „wewnętrzne sprawy tego socjalistycznego państwa (tj. Polski - j.a.l) nie mogą być przedmiotem dyskusji między krajami trzecimi, w tym między ZSSR, a USA". Zarazem TASS jako prowokacyjne fałszerstwo określa doniesienia amerykańskiego dziennika „Los Angeles Times" o istnieniu planów wkroczenia do Polski wojsk trzech sąsiadów: „Wszystko to jest kłamstwem od pierwszego do ostatniego słowa". Przypomnijmy sobie jednak, że zdaniem sowieckiej propagandy do Afganistanu wkroczyły nie wojska sowieckie, ale imperialistyczni najemnicy, a na drodze do politycznego rozwiązania problemu stoją Stany Zjednoczone...

Obserwując ostatnie posunięcia Moskwy (propozycje Breżniewa na XXVI Zjeździe KPZS) można się domyślać, że Kreml chce jakiejś nowej Jałty, a więc nowego podziału świata, legalizacji swoich wpływów afroazjatyckich, „wglądu w rejon Oceanu Indyjskiego", prawa udziału w „zapewnieniu bezpieczeństwa źródeł ropy" - jak to wyraził Breżniew po inwazji Afganistanu. W świetle tak szerokiego planu imperialnej polityki Kremla widzimy, że jest to tylko kolejny etap zdobywania hegemonii w świecie. Jej pierwszym fragmentem było umocnienie bazy wschodnioeuropejskiej (Węgry - 1956, CSSR - 1968, modernizacja arsenałów w garnizonach w NRD i Polsce). Potem był podbój Angoli, Etiopii, Jemenu, Indochin i Afganistanu. Pamiętajmy, że w kilka lat po inwazji Czechosłowacji nastapiły Helsinki i tzw. „odprężenie". Obecnie Moskwa przygotowuje Zachód do uznania status quo w Kabulu, wysuwa projekty negocjacji, chcąc rozwodnić sytuację, a po pewnym czasie starym zwyczajem zaproponuje „całościowe uregulowanie spraw". Podpisze się odpowiednie dokumenty, a potem nastąpi spokój, może na rok, może na trochę dłużej... Raymond Aron w 1980 r. sformułował dewizę Breżniewa na bieżącą, przedostatnią dekadę stulecia: „konieczna ekspansja, w miarę możności bez wojny". Na ile ma ona szanse powodzenia? Chyba zaczyna się ona zmniejszać. W umysłach przeważającej części Amerykanów nastąpiła zmiana - zrozumieli grozę swego położenia. Po upokarzającej Stany sprawie zakładników agresja na Afganistan była tylko dopełniającym elementem. Nowa ekipa Reagana (są w niej dobrzy znawcy Rosji, jak Haig, W. Strossel, R. Pippes) zdaje się być bardziej zdecydowana w polityce zagranicznej. W szybko zmieniającym się kalejdoskopie polityki światowej Zachód i USA muszą się zdecydować, czy płacić zbyt wysoka cenę ryzyka wojny, ze by jej właśnie uniknąć, czy nadal patrzeć biernie na postepy imperializmu sowieckiego. Natomiast już obecnie należałoby podjąć wojnę nerwów i np. na propozycję Politbiura spotkania na szczycie odpowiedzieć unieważnieniem Traktatu Helsinskiego i zarzucić SALT II. Traktat nie wykonywany bowiem przez jedną ze stron nie może obowiązywać drugiej, w przeciwnym razie bierność byłaby jawnym prowokowaniem Moskwy do jednoznacznych posunięć politycznych. Zachód nie może dłużej przyjmować „ustępstw" Moskwy, pozostających wyłącznie w sferze imaginacji, a tracić za to w sferze konkretu, ani też zaakceptować tezy Breżniewa o podzielności odprężenia (porządek w Europie, a rozbój w Azji, Afryce i Ameryce). Nie powinna się też powtórzyć jakaś kolejna wizyta wilanowska Giscarda z 1980 r. Byłby to bowiem kolejny dowód skuteczności sowieckiej polityki podziału Zachodu, a w rezultacie jego „szwedyzacji" (korzyści płynące z takiego układu rozważają już niektórzy publicyści francuscy), a wobec nas restalinizacji. W świetle powyższych rozważań należy niestety stwierdzić, że droga do niepodległości Polski jest jeszcze daleka. Polski Sierpień wykazał jednak, ze nie ma układów stabilnych, a zmiany mogą być zupełnie niewyobrażalne. Rok 1980 dowiódł, że tzw. „mentalność człowieka sowieckiego" nie zdążyła upowszechnić się w Polsce, choć długofalowa działalność „cenzorsko - ideologiczna" nie pozostała bez wpływu na społeczeństwo, a zwłaszcza na zniekształcenia jego świadomości. Nadal aktualna jest walka o zerwanie pęt samookupacji (owocu sowietyzacji), odbudowanie więzi społecznych oraz jego form organizacyjnych. Zarazem, stosując wszelkie dostępne metody objąć należy aktywnością antytotalitarną i niepodległościową jak najszerszy krąg ludzi. Trzeba teraz myśleć jak utrzymać rodzący się pęd ku niepodległości i wolę walki, jak nie dopuścić do minimalizacji żądań, a równocześnie nie dopuścić do nieskoordynowanych, rozpaczliwych wybuchów, pozbawionych w zasadzie szans... Po to, aby w niedalekiej już może przyszłości skorzystać z okazji... Obyśmy byli na nią przygotowani i nie przespali jej.

 

j.a.l.* Lublin, 13.03.1981 r.

Słowo, nr 4 z 1980 r.

 

* Autorem artykułu był absolwent KUL Józef Lewicki

 

 

 

 

Czy Polska może być niepodległa?

 

Pytanie takie stawiało sobie każde pokolenie Polaków okresu porozbiorowego, a dziś zaczyna ono stawać nieśmiało przed nami. Nadszedł bowiem czas, aby idea Niepodległości zdobyła sobie prawo obywatelstwa w sercu każdego z nas, abyśmy przestali identyfikować się z bzdurnymi tezami propagandowymi PZPR, abyśmy zaczęli myśleć... Rządy totalitarne mają to do siebie, że zwalniają społeczeństwo z myślenia i odpowiedzialności za kraj, jego życie publiczne, gospodarcze, etc., a o wszystkim decydować ma „kompetentna i kierownicza rola partii". Podstawowym celem propagandy partyjnej było i jest wybicie z naszych głów myśli o niepodległości Polski. Temu celowi służyły jak dotąd skutecznie dwa straszaki: czołgi sowieckie i zagrożenie ze strony Niemiec. Wmawiano społeczeństwu, że los Polski jest przesądzony, ze polska racja stanu wiąże nas tylko ze Związkiem Sowieckim. Jakże powszechne jest następujące rozumowanie: „Cóż my możemy zrobić? Ze Wschodu grożą nam czołgi, a nawet gdybyśmy któregoś dnia znaleźli się poza ich zasięgiem, dostaniemy się pod obstrzał niemiecki... Nasze położenie geopolityczne jest naszym nieszczęściem". Czy na pewno?

Problem niemiecki zajmuje eksponowane stanowisko w oficjalnej propagandzie, a jego nasilenie zależy od potrzeb taktycznych partii. Po doświadczeniach ostatniej wojny pisać u nas inaczej niż oficjalna propaganda jest bardzo niebezpiecznie, narazić się bowiem można na gniew wszystkich Polaków - partyjnych i bezpartyjnych, wierzących i niewierzących. Propagandyści komunistyczni widzą problem niemiecki jako stały element zagrożenia Polski przez rewizjonistów z RFN i podkreślają znaczenie sowieckiej „Armii Pokoju" dla obrony naszych zachodnich granic i w ogóle suwerenności. Insynuuje się nawet, że w przypadku nieposłuszeństwa ze strony polski, Moskwa zostawić nas może na żer rewizjonistom i odwetowcom zachodnioniemieckim. Również w prasie opozycyjnej i opiniach obiegowych spotkać się można ze stwierdzeniem, że istnieje ewentualność porozumienia rosyjsko - niemieckiego kosztem Polski (zjednoczenie Niemiec w zamian za dostęp do zachodniej technologii). Jeżeli na problem niemiecki patrzeć będziemy tylko z naszej - polskiej perspektywy, jak chcą tego Wojny i Lulińscy, to rzeczywiście zagrożenie naszej zachodniej granicy byłoby całkiem realne. (...) O ile wiem, KPN wyraźnie określiła swój pogląd na kwestię niemiecką w „Platformie wyborczej" z ub. roku: „Realia międzynarodowe powodują, iż zjednoczenie Niemiec może nastąpić w wieloetapowym procesie, który będzie częścią ogólnego procesu likwidacji podziałów i zjednoczenia całej Europy ojczyzn - niepodległych i odrębnych. Zjednoczone Niemcy powinny przyjąć na siebie ograniczenia militarne oraz uznać nienaruszalność istniejących granic, w tym granicy na Odrze i Nysie. Należy dążyć do trwałego pojednania polsko - niemieckiego w duchu listu Episkopatu Polski do Episkopatu Niemieckiego w tysiąclecie Chrztu Polski.

Przyjrzyjmy się teraz czołgom sowieckim: czy rzeczywiście są w stanie przeciąć polskie aspiracje wyzwoleńcze? (...) Załóżmy, ze Sowieci z sojusznikami interweniują w Polsce w celach profilaktycznych. Jaki byłby cel rzeczywisty takiej interwencji? Wymiana ekipy rządzącej nie wchodzi w rachubę, jako, ze jest ona i przypuszczalnie pozostanie posłuszna Moskwie. Przypuśćmy, że przyjdą, aby rozwiązać „Solidarność" i wyeliminować niewygodnych ludzi. Ale czy rozwiązanie takie wyeliminuje kłopoty gospodarcze w krótkim zauważalnym czasie? Sowieci, aby uspokoić wzburzone społeczeństwo i przekonać je do „nowej" ekipy, musieliby natychmiast poprawić poziom życia narodu, jako rekompensatę za ograniczenie swobód, a tego ze zrozumiałych względów uczynić nie są w stanie. Należy pamiętać, że sprawy ekonomiczne są tu bardzo istotne i one właśnie determinują decyzje polityczne. Przedstawiłem tu wariant najłagodniejszy interwencji sowieckiej. Jeżeli by przyjąć wersję nieco inną, bardziej prawdopodobną, należałoby się spodziewać czynnego i biernego oporu ogółu Polaków, a wówczas koszty agresji byłyby dla Rosji (i nie tylko) wprost trudne do przewidzenia. Daleki jestem od przypuszczenia, ze moglibyśmy liczyć na poważniejszą pomoc w walce z agresorem, albo, że Stany i Chiny nas kochają, ale nie omieszkaliby oni wyciągnąć z tego faktu korzyści dla siebie. Partie komunistyczne na Zachodzie musiałyby potępić sowiecką inwazje Polski, a może nawet zerwać z centralą, choćby dla zachowania twarzy we własnych społeczeństwach. Tak tedy, konsekwencje ewentualnej interwencji sowieckiej w Polsce są do tego stopnia ryzykowne dla jej inicjatorów, że oprócz pogróżek nie widać dotychczas na ulicach polskich miast „czerwonych" czołgów. Rosjanie wiedzą, że procesy, jakie współcześnie w Polsce zachodzą są nieodwracalne i dlatego gdyby rzeczywiście stali na stanowisku „wieczystej podległości" Polski dawno już powinni interweniować... Być może powstrzymuje ich walka o schedę wewnątrz KPZR (wzajemne blokowanie decyzji), być może zdecydują się wkrótce. Dusza rosyjska niepojęta jest dla zwykłego „zapadnika"...

 

Wracając do głównego toku rozważań: wydaje się jednak, że powstrzymująca Rosjan złożoność współczesnego świata jest dla Polski realną szansą, tym bardziej, ze „biała Polska nie może przez długi jeszcze okres stanowić zagrożenia dla „Trzeciego Rzymu", a z utraty Polski Rosja może więcej skorzystać niż stracić. Łudzilibyśmy się jednak sądząc, że otrzymamy niepodległość w podarunku; najlepszym argumentem przemawiającym Moskwie do rozsądku może być tylko nieustępliwa postawa całego Narodu.

Najistotniejszą groźbą dla nas jest totalitarna PZPR. Tylko ona doprowadzić może w każdej chwili do przelewu krwi i zupełnej ruiny gospodarczej. Społeczeństwu potrzebny jest taki rząd, który zyskałby jego zaufanie i wyprowadził kraj z głębokiego kryzysu.(...)

 

J.[anusz] Piotrowski, 10.03.1981 r.

Słowo, nr 4, 1981

NA CZASIE

 

Więźniów politycznych zwolniono. Prawie wszystkich. Pozostali niektórzy „terroryści", a więc ci, którzy jak Kowalczyk, czy Chechłacz narazili się wykroczeniem śmiertelnym - zaprzeczeniem komunizmu w sposób bezpośredni, a więc taki, na jaki ten najbardziej zasługuje. Tragedią tych ludzi jest ich samotność. Samotnie wystąpili w obronie godności tego Narodu, przez co ofiara ich pozostała nieskuteczną i nie do końca pożądaną. Samotnie, jak S. Matejczuk i ks. Zych znosić musieli okrutną zemstę tchórzliwych lecz ciągle silnych zwierzchników i rzeczywistych morderców sierżanta Karosa. Silnych zresztą naszą słabością. Porównanie ich spontanicznych, może przypadkowych czynów w obronie godności własnej i współrodaków z inspirowanym odgórnie przez okupanta, „fachowo" przeprowadzonym zamachem na Rzecznika Duszy Polskiej - ks. J. Popiełuszkę jest absurdem; nikczemnym - jeśli pojawia się w wypowiedziach bandytów, niezrozumiałym - gdy słyszymy je od tych, którzy pragną uchodzić za moralne autorytety w Ojczyźnie.

Wróćmy jednak do owej niespodziewanej łaskawości władców PRL. Z całą pewnością jest to jakaś nowość. Co oznacza? Perspektywę zwrotu w stosunku do rządzonych, czy jakiś nowy szatański pomysł podstępnego ciosu? Czy spowodowana została koniecznością, czy po prostu poszukiwaniem skuteczniejszych metod opanowania społeczeństwa?

Przy odrzuceniu założenia, że komuniści poczuli się nagle odpowiedzialnymi Polakami, odpowiedź na wyżej sformułowane pytania jest

 

nadzwyczaj prosta. Owo novum w polityce rządu spowodowane jest koniecznością takich rozwiązań, które wzmocniłyby pozycję władzy wśród niezadowolonego społeczeństwa. Normalizacja... potrzebna jest przede wszystkim Rosji w jej dyplomatycznej ofensywie antylaserowej. A więc wzbogacenie nienowego programu poskromienia narodu. Nie wiemy tylko na czym mogą polegać nowe elementy tego programu. Być może na pozyskaniu części wiarygodnych Polaków i eliminacji innej części, przy postępującym rozkładzie całej r e s z t y... Przyszłość wyjawi te szczegóły, w tej chwili nie powinny być one istotne dla naszej postawy: znamy przecież charakter i cel władzy komunistycznej w Polsce (...), który albo jawnie demoluje i niszczy dziedzictwo tego Kraju albo skrycie, ale nie mniej planowo i zorganizowany knuje przeciw jego siłom żywotnym. W tej sytuacji odpowiedzią może być tylko wzmożona czujność! W żadnym przypadku - przyjęcie poczynań władz za objaw ich dobrej woli, co w najlepszym razie zagraża nam demobilizacją i tak już nader skromnych sił. Są bowiem wśród nas ludzie (to zresztą w różnym stopniu schorzenie ogółu polskiego społeczeństwa), którzy wychowani na kompromisach (czyt.: uległości), własne niezdecydowanie, niewiarę, czy po prostu głupotę i tchórzostwo nazywają „dialogiem społecznym", brnąc przy tym cynicznie w humanistycznej frazeologii. Czas tzw. „negocjacji" należy ostatecznie do przeszłości. Jeżeli rozmawiać, to z każdym z osobna, a i to tylko o warunkach adopcji, z całością - tylko o technicznej stronie kapitulacji. Jeżeli nie czas jeszcze na to - to przynajmniej zachowajmy zdrową kondycję moralną w tym wszystkim co czynimy. A można wiele! Naród zdecydował się na własne życie i do życia tego powstanie. W jedyny możliwy sposób - zrywając sieć niewolniczych powiązań z aparatem władzy, wyłaniając przy tym własne ośrodki decyzji i tworząc własną sieć powiązań. Tak odbudowany ogólnonarodowy ruch poprzez doraźne akcje zmobilizuje się do tej ostatecznej - likwidacji rosyjskiej agentury w Polsce. Propozycje tych tzw. akcji doraźnych i tej ostatecznej pojawiają się od dawna. I o nich rozmawiajmy (nie z n i m i, oczywiście).

red. *

Pobudka, nr 5 z września 1986 r.

 

* Redaktorem naczelnym „Pobudki" był Wiesław Jesienny (Piotr Opozda).

 

 

IDEA NIEPODLEGŁOŚCI

 

Idea Niepodległości towarzyszyła Polakom od dwustu niemal lat. Z utratą własnego - rzeczywiście własnego - państwa Polacy nie pogodzili się nigdy. Już w rok po słynnej niemej sesji sejmu grodzieńskiego - naród nasz udowodnił, że za takie wartości jak wolność i niepodległość gotów jest ponieść wielka ofiarę. W toku stuletnich przeszło zmagań ze straszną rzeczywistością nieistnienia Polski - społeczeństwo zachowało nie tylko ojczystą mowę, ale całą swą pradawna tradycję - nade wszystko umiłowanie wolności i prawa każdego narodu do posiadania własnej wolnej ojczyzny. Każde z czterech urodzonych w niewoli pokoleń daniną krwi przypieczętowało pragnienie niepodległego bytu. Nasze powstania narodowe miały tę wagę, że jeżeli nawet nie wszystkie miały szansę zwycięstwa, to były przykładem dla następnych pokoleń. Jeżeli w 1918 r. zwyciężyliśmy, to tylko dlatego, że żadne z poprzednich pokoleń nie zrezygnowało z walki o niepodległość, ani też tej walki nie uznało za nierealną.

A czym dzisiaj jest niepodległość dla Polaków? Ludzie „rozsądni" mówią, że tylko niemożliwa do spełnienia mrzonką, szaleńczym zamysłem i podpowiadają, że więcej możemy osiągnąć starając się stopniowo zreformować i zdemokratyzować istniejący totalitarny system.. Ale czy gdyby tamci Polacy, żyjący w Królestwie Kongresowym, zrezygnowali z „szaleńczych" w istocie zamysłów i ograniczyli się do rozsądnego ułożenia sobie życia w państwie zależnym od cara, czy Polsce przywróciliby świetność? Czy w takim razie następne pokolenie było by pokoleniem powstańców styczniowych? Nie, historia uczy, że kompromisem można osiągnąć wiele, ale nigdy w ten sposób nie odzyska się niepodległości. Dziś nie trudno dostrzec, że zdecydowanie się tamtych Polaków na narodowy kompromis byłoby dla polskości najwyższym zagrożeniem, o wiele większym, niż „nierozważne" zrywy narodowowyzwoleńcze. Czy dzisiaj sytuacja Polski nie jest podobna? Historia uczy, że każdy kompromis jest dobry jedynie jako punkt wyjścia dla dalszych działań, nigdy zaś jako rozwiązanie ostateczne. Śmiem twierdzić, że tak traktują nasz polityczny kompromis, jakim jest życie w PRL, nie tylko Polacy. PRL nie jest rozwiązaniem ostatecznym; gdyby nim była - to dlaczego uczono by nas zafałszowanej historii Polski, dlaczego proces wychowawczy w szkole, ba, wszystkie instytucje w państwie, PRL - owska propaganda, nastawione byłyby na wychowanie narodu zastraszonego, obojętnego wobec historii, tradycji i kultury? Celem PRL nie jest służenie narodowi polskiemu - z tego milcząco zdają sobie sprawę wszyscy. Czyż nie jest tego wymownym dowodem powtarzająca się co cztery lata szopka wyborcza? Innym tego przykładem może być ostry ostatnio spór „Solidarności" z władzą [chodzi o tzw. konflikt bydgoski - P.O]. Czyje interesy reprezentowała władza ludowa w tym konflikcie? Socjalizmu? Umiarkowania w czym - w głoszeniu prawdy? Chce powiedzieć, że największą tragedią dla Polski i Polaków byłaby nasza rezygnacja z dążeń do całkowitej niepodległości naszego kraju. Wszelkie kompromisy, na jakie władza pójdzie z narodem będą miały sens tylko wtedy, jeżeli nie będą celem ostatecznym, kiedy pamiętać będziemy, że naszym celem nadrzędnym musi być niepodległość. Niepodległość upragniona przez większość Polaków, o której marzyli Kościuszko, Dąbrowski, Dmowski i Piłsudski. Zostanie ona osiągnięta wówczas, gdy stanie się wspólnym, nadrzędnym celem wszystkich Polaków; kiedy uświadomimy sobie, że losy polski lezą w naszych rękach. Jesteśmy kolejnym pokoleniem wychowanym w oderwaniu od tradycji polskiej, ale jesteśmy też kolejnym pokoleniem mogącym swą mądrością, energia i uporem przywrócić wolność Polsce. To właśnie od twojej postawy, Czytelniku, zależy, kiedy nastąpi ten wielki dzień.

Marek Miszczak

Szaniec, nr 3 z kwietnia 1981

RAD NIE RAD - PODPISAŁ...*

 

29 IX Lech Wałęsa poinformował o utworzeniu Tymczasowej Rady NSZZ „Solidarność", w której składzie znaleźli się czołowi działacze związku. W wydanym z tej okazji oświadczeniu czytamy o gotowości do „dialogu i porozumienia" oraz likwidacji przeszkód, które w świadomości władz funkcjonują jako bariery wzniesione przez „Solidarność" (sic!). W ślad za Gdańskiem podobne rady powołano we Wrocławiu i Lublinie. Na ogół w wydawanych oświadczeniach powtarzają się sformułowania o „pierwszym pozytywnym kroku" (zwolnienie więźniów politycznych), „ręce wyciągniętej do uczciwego porozumienia", „pluralizmie związkowym", itd., itp.

Za sprawę najważniejszą uważa się na ogół „ratowanie gospodarki narodowej". Słowem - duch i frazeologia epoki porozumień i sprzecznych podpisów. Przez ostatnich pięć lat nie zaszło nic takiego, co zmieniłoby nasz zasadniczy stosunek do komunizmu i zaszło zarazem zbyt wiele, by powtarzać to, co skończyło się, i tak jak skończyło się...

 

Pobudka, nr 5 z września 1986 r.

*Artykuł wstępny autorstwa W. Jesiennego (Piotra Opozdy)

 

MŁODZI PRZYJACIELE!

 

W kwietniu 1981 r. na bazie pisma młodzieżowego „Szaniec" powołano do życia organizację młodzieży pod nazwą Ruch Szańca. My - biorący udział w tym ruchu uważamy, że nikt - zwłaszcza młodzież - nie ma prawa przechodzić obojętnie wobec ogólnej sytuacji naszej Ojczyzny, niebezpieczeństw Jej grożących i zachodzących w Niej korzystnych i niekorzystnych przemian. Jako ruch polityczny uważamy, że PRL nie jest krajem demokratycznym, ani niepodległym, a jedyna drogą prowadzącą do zmiany tego stanu jest zlikwidowanie dyktatury PZPR. Polska Zjednoczona Partia Robotnicza ponosi całkowitą odpowiedzialność za zbrodnie dokonane na żołnierzach AK w latach powojennych, za terror stalinowski, za wszystkie kryzysy w naszym kraju. PZPR udowodniła już wielokrotnie, jakie są jej intencje i rola wobec społeczeństwa polskiego. Nie uwierzymy nigdy w prawdziwość intencji kierownictwa PZPR i władzy „ludowej", która jest jedynie instrumentem w rękach radzieckiego hegemona i z racji tego faktu nigdy nie będzie spełniała roli służebnej wobec społeczeństwa.

Uważamy, iż Polacy maja prawo do decydowania o własnym losie; do życia w niepodległym i demokratycznym państwie. Przeszkodą w osiąganiu tego celu i największa tragedią dla naszego narodu byłoby zaufanie po raz kolejny „odnowionej" ekipie partyjno - rządowej. Ani jeden bowiem rząd w historii PRL nie został wybrany przez społeczeństwo polskie w demokratycznych wyborach; Polacy nigdy nie mieli wpływu na losy, zwłaszcza na politykę swojej Ojczyzny.

Nie mamy zamiaru łamać prawa, ale żądamy, by było ono sprawiedliwe i zgodne z wolą Narodu polskiego oraz z demokratyczno - niepodległościowymi tradycjami Polaków. Dla nas, być może z racji młodego wieku, o wiele cenniejsze od przestrzegania prawa - jest postępowanie zgodne z poczuciem sprawiedliwości.

Nikomu nie wolno dzisiaj zapominać, że prawa, sojusze i polityczne uzależnienia ustalili ludzie dla ludzi i dlatego mogą i powinny ulegać krytyce i zmianom, jeżeli tak zdecyduje społeczeństwo; nie są i nie powinny, jak to się dzieje w PRL - być politycznymi dogmatami niezależnymi od woli większości.

Aby ta oczywista zasada mogła być respektowana - niezbędna jest możliwość krytycznego wypowiedzenia się społeczeństwa, a więc jednostek na wszelkie tematy. Możliwość taka obecnie nie istnieje, dlatego też jednym z celów Ruchu Szańca będzie dążenie do faktycznej realizacji wolności słowa, druku i zgromadzeń w naszym kraju.

Apelujemy do naszych Koleżanek i Kolegów, którym nie są obojętne losy Ojczyzny o aktywna wobec Niej postawę. Pamiętajmy, że postawa bierna, obojętność wobec kierunków politycznych rozwoju polski sprzyja rządzeniu Polską wbrew interesowi Polaków. NIECH BÓG DA ZWYCIĘSTWO NASZEJ IDEI, KTÓRĄ JEST WOLNA I NIEPODLEGŁA POLSKA!

 

Za Ruch Szańca podpisali: Mariusz Badyński

Marek Miszczak

Grzegorz Wysok

Paweł Zaborowski

Adres redakcji „Szańca": Marek Miszczak, 20 - 218 Lublin, ul. Hutnicza 4/78, tel. 62636

 

Aktualności, akcenty i niedyskrecje*

 

 

***SPÓŹNIONA DESTALINIZACJA*** Pierwszego i drugiego kwietnia na ulicach Lublina pojawiły się ulotki biorące w obronę L. Moczulskiego z KPN i ... atakujące KSS KOR za „stalinizm" i „krwiożercze zamiary". Jakkolwiek ulotki były anonimowe, redakcji naszej znane jest nazwisko i adres ich autora. Z podziękowaniem za „obronę" Moczulskiego wstrzymamy się do czasu jego uwolnienia, a jeśli mielibyśmy już typować kogoś na jego miejsce, to raczej aktualnych stalinowców... (Słowo, nr 4 z 1981 r.)

***A MY SIĘ GO NIE BOIMY...*** Po świątecznej przerwie sowieckie i „pobratymcze" środki masowego przekazu znów wszczęły oszczerczą kampanie propagandową przeciwko „siłom antysocjalistycznym" w Polsce i NSZZ „Solidarność". Po demonstracyjnej koncentracji wojsko rosyjskich n. Bugiem jesienią ub. roku i naradzie Paktu Warszawskiego w Moskwie, w połowie stycznia br. ostentacyjnie zjechał do Warszawy na rozmowy z polskim przywództwem i generalicją głównodowodzący wojsk Układu Warszawskiego generał Kulikow. Panice interwencji uległa część opinii krajowej i - zwłaszcza - zachodniej. Czy nie rozsądniej zaś przyjąć do wiadomości oczywisty przecież fakt, iż rosyjski niedźwiedź zbudził się i pożarł nas dobre kilkadziesiąt lat temu, i jeśli wówczas jego młode zęby nie zdołały strawić polskiej kości, to czy mogą to uczynić właśnie teraz? (Słowo, nr 3 z 1981 r.)

 

*** REAGAN ZDECYDOWANY BRONIĆ WOLNEGO SWIATA W inauguracyjnym przemówieniu z dn. 20.I. br. nowy prezydent USA R. Reagan zapowiedział zdecydowaną akcję Ameryki na każdorazowy wypadek zagrożenia interesów „Wolnego Świata" ze strony "wrogów wolności i pokoju". Prezydent ostrzegł również przed interpretowaniem spokojnej i cierpliwej polityki Stanów jako oznaki ich słabości. (Słowo, nr 3)

 

***ZACHROBOTAŁA ZDARTA PŁYTA PROPAGANDOWEGO GRAMOFONU*** Trybuna Ludu z 14/15 stycznia zamieściła art. D. Lulińskiego „Konfederacja politycznej prowokacji". Inspiracją do wymaszczenia tej kazuistycznej epistoły były rzekome listy czytelników TL, nie mogących spać z powodu zagrożenia porządku w kraju (komunistycznego oczywiście) przez upiorne siły występujące pod „kłamliwą nazwą KPN". Sa przypuszczenia, że obok wspomnianych listów (czy aby nie obscurorum virorum?) szermierza sprawiedliwości zainspirowała do pochwycenia za pióro jakaś sumka ze specjalnego funduszu MSW. Gdyby tak było, gramofon należałoby zamienić na uruchamianą judaszowymi srebrnikami grającą szafę. Lulińskiemu włosy się jeżą na głowie - wszak KPN sprzysięgła się przeciwko socjalizmowi z najczarniejszymi piekielnymi mocami reakcji w postaci „springerowskich odwetowców", emigracyjnych „ludojadów" (z Wolną Europą na czele), którzy nic nie robią jak tylko czyhają na nasze postępowe państwo (z zazdrości pewnie). Do tego sabatu czarownic nie zostali jak na razie wciągnięci jedynie Marsjanie (przynajmniej nie ma na to dokumentów przekazanych przez jakiegoś sympatyka postępu w kosmosie...). A[ndrzej R[uks] (Słowo, nr 3 z 1981 r.)

 

***LUBELSKIE MYCIE*** 13 bm. (...)przypadkowi przechodnie na Placu Litewskim mogli zaobserwować ciekawe widowisko. Nieznani sprawcy (jacyś niecierpliwi?) ochlapali farbą tzw. „Pomnik wdzięczności", stojący pośrodku placu. Wałęsa na wieść o „antyradzieckim incydencie" zmusił członków Zarządu Regionu „Solidarności" do umycia pomnika. NASZ KOMENTARZ: Pomnik „wdzięczności" jest dla naszego miasta symbolem zniewolenia i uległości wobec sowieckiego ciemiężcy, który w dodatku każe się nazywać zbawcą, i wcześniej, czy później musi zniknąć. Nie wcześniej jednak, jak po faktycznym (nie tylko symbolicznym) wyzwoleniu kraju. Nie bawmy się tedy i nie dawajmy władzy nowych pretekstów do ośmieszania niezależnych sił polskich. (Słowo, nr 6)

 

*** JAWNOŚĆ I PRZEBUDOWA*** Pod takim hasłem M. Gorbaczow modernizuje sowieckie imperium. Opinia międzynarodowa na ogół dosłownie odbiera nadchodzące z Moskwy informacje o odwilży. Ubolewa przy tym nad oporem sił konserwatywnych, hamujących zbożny proces reform. To jednak tylko prawda objawiona do wierzenia przez "Prawdę"... A nam jakoś trudno jej uwierzyć, dlatego raczej dociekamy. I dochodzimy do wniosku, że w całej tej reformatorskiej frazeologii kliki Gorbaczowa szczere jest tylko pragnienie (może życzenie?) tzw. przebudowy, czyli odbudowy gospodarki sowieckiej do takiego pułapu, aby mogła utrzymać się na poziomie średnich wymagań światowych. A do tego potrzeba odprężenia z Ameryką, zachodnich technologii, mobilizacji własnych poddanych, etc. Wszystko to - wydaje im się - można uzyskać na drodze połowicznych ustępstw, owej pozorowanej „jawności", częściowej odwilży tu i tam, kampanii antyalkoholowej, propagandowej destrukcji Zachodu... Gdzie indziej, np. w Europie, taka fragmentaryczność mogłaby wywołać lawinę, w Rosji - nie musi. Stąd odwaga Gorbaczowa. Może jednak popełnić błąd; reformy Piotra Wielkiego, na którym Michaił zda się wzorować, odbywały się w izolacji od świata, no i bez Kazachów, Łotyszy, czy Ukraińców... (Pobudka, nr 10, 1987)

 

*** SAMOKONTROLA*** Działalność SB (i władzy w ogóle) doskonale znamy z licznych przykładów. Wiemy jak w takiej czy innej sytuacji reaguje, czego oczekuje, a czego na pewno nie chce. A skoro wiemy, to staramy się unikać konfliktu, którego wynik zawsze (?) będzie przesądzony na naszą niekorzyść. Nauczyciel, ksiądz, urzędnik, chłop na zebraniu wiejskim, robotnik w rozmowie z chlebodawcą śpiewać zawsze muszą (jak im się wydaje) w rytm pospolitej melodii pisanej nutami kłamliwej partyjnej propagandy. A dzieci słuchają i zdziwione uczą się tego, co można tu, a co trzeba tam. Czasem jeszcze bronią się nutą krzykliwą, głusząc zdziwienie, niepokój i odrazę. Władzy nie można już nauczyć niczego (bo jeśli zrozumie - upadnie), ale można wyciągnąć z tego kręgu kłamstwa wielu zagubionych i oszukanych. Sposób jest prosty - mówić wprost i jednym językiem, a czynić to, co konieczne w konkretnej sytuacji. A takie rozeznanie jeszcze w większości posiadamy. (Pobudka, nr 4 z lipca 1986 r.)

 

*** LEWY I JEGO LOŻA *** W 92 numerze „Robotnika" ukazał się tekst Igora Lewego „Loża" przedrukowany następnie w "Drodze" (20). Autor pisze o nowym modelu opozycjonisty, przeciwstawiając go modelowi dotychczas obowiązującemu w „S". Ten drugi jest płaczliwy i z góry przegrany, bo chce rzeczy niemożliwej - przetrwania ruchu "S" w jego dotychczasowej postaci. Przeciwstawić mu trzeba człowieka "mocnego" (finansową i intelektualną mocą grupy politycznej, w której uczestniczy), a przez to wpływowego i skutecznie walczącego (z reżimem i dla dobra ogółu, w interesie grupy?). Tak więc z jednej strony grupa dyletantów i idealistów, spędzających życie w nierzeczywistym świecie powielaczy i tajnych zebrań i którzy za kilka lat będą tylko „śmiesznymi nieudacznikami", a z drugiej strony polityczna organizacja skupiająca tych wszystkich, którzy będą się liczyć, mająca zarazem solidne podstawy materialne, gwarantujące grupowy i osobisty sukces. Tyle Lewy. Skuteczność, sukces i konkurencja - to dla Lewego motywy i kryterium oceny społecznego zaangażowania.

Można spotkać ludzi, którzy zgrywając się na zbawców (ludzkości lub ojczyzny) przez swą głupotę wydają się żałośni. Ale też w każdy wtorek mamy okazję słuchać i oglądać zgoła innego „owocu sukcesu i powodzenia". Również żałosnego, tylko inaczej głupiego - swoistym kalectwem. [mowa o słynnych konferencjach prasowych J. Urbana - P.O.] Są wreszcie i tacy, którzy uwierzyli w swoją mądrość, nieomylność i przeznaczenie, i zamiast powielać, chodzić do szkoły lub pracować, rozglądają się za Lożą Lewego. Chcą decydować ... już od zaraz. Lewy chce ich mnożyć, by tworzyć podstawy Polski Odrodzonej. Frazeologia, pieniądz i namiętności czynią cuda, ale jeszcze nikogo nie odrodziły. Pomagają ludziom normalnym i tylko w normalnym życiu. Co znaczy być normalnym? To samo, co przyzwoitym. We wszystkim: małym i wielkim, w polityce i ekonomii, w szkole i na plebani. Dawniej mówiło się, że ktoś jest prawy albo wyrodny, dzisiaj musi być lewy, albo głupi. Reszta była ważna, ale nie zasadnicza, co oznacza, ze dobrze być mądrym i zapobiegliwym w uzupełnieniu do wyznawanych zasad. Obecnie reszta wydaje się być zasadnicza (tzn., że wszystko jest problematyczne), a pryncypialność - tępotą. Dla lewych oczywiście, ale na szczęście to tylko połowa... (Pobudka, nr 5 z 1986 r.)

powered by QuatroCMS