O nas
Nowe
Felietony
Artykuły
Kurier Święt.
Kronika 2018
Historia
Kalendarz
Galeria
Antyreklama
Kontakt
Polecamy
Forum
Archiwum
  
Kurier Święt. »  Kurier Świętokrzyski » Kurier Świętokrzyski,2015,nr 4
Treść artykułu:

Obawiam się, że bieżący, powakacyjny numer „Kuriera”, w kręgach lokalnej władzy zostanie odebrany jako akt wrogi… Otóż niesłusznie, wbrew powierzchownej diagnozie byłego wiceburmistrza, nie jesteśmy wyznawcami „permanentnej rewolucji”, a nawet więcej – dochodzę do wniosku, ze tzw. demokratyczne wybory i rewolucje polegając na wymianie rządzących szajek, nie powodują istotnych zmian… Sztuką nie jest wywrócenie władzy, czego doświadczyliśmy w Bodzentynie na jesieni, ale ucywilizowanie władzy, co w dalszym ciągu jest wyzwaniem…

 

Uwłaszczenie bodzentyńskiej pracowni rehabilitacji – przepchnięte

(22.09.2015)

Podczas dzisiejszego posiedzenia Rady Miejskiej w Bodzentynie największe kontrowersje wzbudził projekt uchwały o zgodzie na wydzierżawienie pracowni rehabilitacyjnej przy miejscowym ośrodku zdrowia.  Na poprzedniej sesji – jak już pisaliśmy – radnym: Kołomańskiemu i Świetlikowi udało się przyblokować ów projekt. Jak widać – nie na długo. Prawdą jest, że pracownia ta, wydająca zbyt wygórowaną część swojego budżetu na obsługę administracyjno – buchalteryjną (min. dopłaca dyrektorowi ośrodka zdrowia, księgowej, etc.) wymagała poważnych zmian. Zdecydowano się na najprostsze z punktu widzenia władz samorządowych rozwiązanie – pozbycie się  placówki poprzez jej wydzierżawienie. NFZ zapłaci odtąd za cześć zabiegów (akurat starczy dla  uprzywilejowanych), a pospólstwo niech czeka miesiącami w kolejce, albo … płaci. Tak to działa … w skorumpowanych środowiskach. A może to dobra tendencja ze strony samorządu - pozbyć się szkół, służby zdrowia,  targowisk, dróg…? Rozdać to wszystko między swoich - szwagrów, kolegów z boiska, hojnych sponsorów… Dodam w tym miejscu, że nie mam nic przeciwko prywatyzacji, prywatne jest często lepsze od publicznego, ale prywatyzacja polega na tym, że buduje i organizuje się za własne pieniądze szkołę, przychodnie lub sklep, a nie po znajomości przejmuje za friko społeczną własność i otwiera prywatny biznes!

Istotniejszym problemem są jednak w tej sprawie kwestie personalne – potrzeba czyjegoś zwolnienia i jeszcze pilniejsza potrzeba czyjegoś zatrudnienia. A restrukturyzacja jest najprostszą (najbezpieczniejszą) metodą do pozbycia się kogoś… Przebieg sesji wskazuje, że damskich bokserów ciągle ci u nas dosyć… Kto okaże się szczęśliwym dzierżawcą naszego (samorządowego) majątku? Wiadomo od dawna, znamy  też „zasługi”, ale dla porządku powstrzymajmy się jeszcze trochę ze szczegółami… Na sesji zjawił się były burmistrz M. Krak, który zwrócił uwagę na inne zagrożenie. Otóż pomieszczenia poradni są za niskie w stosunku do wymagań sanitarnych i Sanepid, który standardowo przy tego rodzaju zmianie musi dopuścić lokal do użytku, może teraz tego nie zrobić i poradnia rehabilitacyjna w każdej postaci przestanie w tym miejscu istnieć.

Najsmutniejsze w całej tej historii jest zachowanie większości radnych. Skiba z Kózką wiedzieli co robią, dobierając sobie ludzi spolegliwych i spokojnych. A na wypadek pojawiających się wątpliwości, na poufnym spotkaniu (jak choćby przed omawianą sesją) zawsze można zagrozić, że „jak stracę większość, zrezygnuje”. Dla wiceprzewodniczących rady i szefów przeróżnych komisji, czyli głosującej ‘za” większości rady, powstaje wtedy perspektywa utraty poważnego miesięcznego dodatku do dochodu (800 – 600 zł.)… A taka perspektywa bardzo paraliżuje tych społecznych mandatariuszy…

 W dramatycznej sytuacji znalazł się radny Zygadlewicz, ale na jego szczęście akurat w czasie głosowania zadzwonił mu telefon i musiał wyjść aby go odebrać.

Obecna samorządowa ekipa rządzi już Bodzentynem 9 miesięcy. Z grubsza widać już, co urodzili, ale to już następny temat.

D.S.

 

Historia pewnego przetargu

(12.09.2015)

1 września, wraz z początkiem roku szkolnego, na drogach i bezdrożach prowadzących do bodzentyńskich szkół gminnych zapanował chaos. Dzieci i młodzież wsiadają do autobusów i wysiadają z nich poza przystankami, często w szczerym polu, albo muszą dochodzić do busów w miejscach do tego nie przeznaczonych. Dlaczego, skąd ten bałagan? Aby wyjaśnić (a przynajmniej rozjaśnić) przyczyny, sięgnąłem do dostępnej w samorządowym bip – ie dokumentacji przetargowej na dowozy do szkół.

17 lipca br. burmistrz Dariusz Skiba zamieszcza standardowe ogłoszenie o przetargu (wzorem lat ubiegłych), wyznaczając termin składania ofert do 24 lipca.

20 lipca ukazuje się modyfikacja treści i terminu tego zamówienia. Jeśli chodzi o termin, przesunięto go o trzy dni, czyli do 27 lipca, no i zmieniono treść zamówienia w taki sposób, że usunięto zapisy o obowiązku posiadania ważnego zezwolenia na transport drogowy, cytuję: na obszarze obejmującym miejscowości wskazane w załączniku nr 1 do SIWZ wraz z załączonymi rozkładami jazdy, wykazem przystanków oraz liczbą kursów, czyli min. na obszarze gminy Bodzentyn.  

Tak więc w powyższej modyfikacji usunięto warunek, który wcześniej uważano za bardzo istotny, podkreślając go nawet…

W powyższej modyfikacji dopisano również następujące zobowiązanie:

Wykonawca którego oferta została uznana za najkorzystniejszą, przed podpisaniem umowy jest zobowiązany przedłożyć Zamawiającemu oświadczenie, że na dzień rozpoczęcia świadczenia usługi (tj. 01.09.2015 r.) będzie posiadał zezwolenia na wykonywanie krajowego transportu drogowego na obszarze obejmującym miejscowości wskazane w załączniku nr 1 do SIWZ.

Tak więc warunek, który pierwotnie był niezbędny do przystąpienia do przetargu, w kolejnej wersji sprowadzono do zobowiązania rozłożonego w czasie, dając ewentualnemu oferentowi niezbędny czas na uzyskanie stosownego zezwolenia już po przetargu… Jak się nieoficjalnie dowiaduję, pierwotny zapis miał nadto ingerować w wolność gospodarczą, zaś ten zmodyfikowany ową wolność szanował…  To nic, że tylko na etapie procedury przetargowej, bowiem bez stosownej zgody na transport na określonym terenie, firma i tak działać nie może!  Kuriozum!

10 sierpnia miał miejsce ów przetarg. Napłynęło pięć ofert: Pana Roberta Opary (273 tys. zł.) ze Strawczyna, Pana Łukasza Opary ze Strawczyna (239 tys. zł.),  PKS Ostrowiec (267 tys. zł.), PKS Starachowice (256 tys. zł.) i w tej samej cenie – Pana Witolda Wilkosza z Bodzentyna. Wszyscy oferenci przewidywali miesięczny termin realizacji faktury, firma Pana Łukasza Opary – tydzień krótszy.

Jak wiemy, wygrała ta ostatnia firma. O jej wyborze  zadecydowała cena, no i owa …. modyfikacja warunków przetargu, zwalniająca z obowiązku posiadania zezwolenia na transport drogowy min. na obszarze gminy Bodzentyn… Oczywiście, firma ta prawdopodobnie oczekuje na stosowne zezwolenia, ale czy żonglerka przepisami w ostatniej chwili przed dopuszczeniem jej do przetargu rzeczywiście była wymogiem prawnym? Jeśli tak, to przetargi z lat ubiegłych były nielegalne, bo odbywały się na zasadach z pierwotnej specyfikacji… Oczywiście, ważnym dla wyjaśnienia okoliczności tego przetargu, oprócz ustalenia wspomnianej motywacji do zmiany jego warunków,  byłyby terminy zgłoszenia poszczególnych ofert, zwłaszcza tej kluczowej - zwycięskiej… Pozostawmy to jednak upoważnionym do tego organom, jak chociażby Radzie Miejskiej.  Mam nadzieję, że przynajmniej na etapie absurdalnych specyfikacji (oby tylko) wyjaśnił się powód wskazanego na wstępie chaosu z dowozami dzieci do szkół.

P.O.

 

Z listów do redakcji

(11.09.2015)

            Wczoraj odbyło się posiedzenie rady doradczej służby zdrowia, rozszerzone                           o radnych. Celem spotkania była analiza działania służby zdrowia w naszej gminie, głównie zaś rehabilitacji. Nie jest tajemnicą, że szczegóły zmian w rehabilitacji, a szczególnie te personalne, w bardzo wąskim gronie decydentów zostały  już podjęte, zaś rada traktowana przez przewodniczącego jak zespół klakierów, miała tylko formalnie je przegłosować.

Rada została zwołana na prośbę radnego Kołomańskiego i pomimo bojkotu i zniechęcania do przybycia przez Panią dyrektor Samorządowego Zakładu Podstawowej Opieki Zdrowotnej w Bodzentynie, większość radnych i członków rady programowej stawiła się. Największym orędownikiem zmian personalnych (bo o to szczególnie chodziło) i w wychwalaniu służby zdrowia za nowej władzy, był jak zwykle radny Zygadlewicz, który to w zależności od tego kto jest przy władzy stara mu się ślepo służyć. Nie jest ważne, czy coś jest dobre dla ludzi czy nie, ważne, że w interesie władzy (i własnych korzyści?)

Poznał się na nim poprzednik, burmistrz St. Marek Krak, który w obecności radnych poprzedniej kadencji, wyrzucił go z gabinetu używając barwnej, rynsztokowej mowy (o szczegóły owego incydentu prosimy pytać członków poprzedniej rady).

Pomimo niewątpliwej wagi poruszanej sprawy, a dotyczącej służby zdrowia, przewodniczący rady nie był tym tematem zainteresowany, a nawet bardzo mu się spieszyło, sugerując niektórym radnym, że jest … żywność do rozdawania (konserwy).

      Tak więc potwierdza się, że  pod przewodnictwem Pana W. Kózki rada służy jedynie za maszynkę do głosowania, przyklepywania tego, co ustali jej przewodniczący z burmistrzami, pokazywania się na organizowanych festynach, spotykania się z władzą podczas tajnych sesji, najczęściej w prywatnych domach, a szczególnie u przyszłej Pani dyrektor bodzentyńskiego gimnazjum. W opinii wielu ludzi Pani ta jest bardzo wpływową osobą, mogącą załatwić wszystko - nawet się z tym nie kryjąc, a przeciwnie – chwaląc. I taka ma być rola rady? W związku z tym, że radny Kołomański sprzeciwił się takim praktykom  i chce wykonywać mandat w interesie ludzi, którzy go wybrali, jest bezwzględnie dyskredytowany, oskarżany o rzekomą zdradę („kret służący Krakowi”). Zbrodnią i zdradą jest więc spotykanie sie z ludźmi myślącymi "inaczej". To już przerabialiśmy za poprzedników, a ich następcy zbyt łatwo weszli w ich buty. Niegodziwość nadgorliwców na czele ze wspomnianą Pani dyrektor z poczekalni sięga nawet pomówień pewnych osób o rzekome zbieranie podpisów o referendum w celu odwołania burmistrza i rady miejskiej. Jeśli do tego by doszło, zainteresowani będą wiedzieć jako pierwsi i donosy różnej maści  „rewolucjonistek ostatniej godziny” będą zbędne. Zdaję sobie sprawę, że głupich nie sieją i można ich spotkać wszędzie, że burmistrz nie może odpowiadać za wszelkie wybryki zaufanych, ale obdarzenie zaufaniem niegodnych tego , również dyskredytuje.

(nazwisko do wiadomości redakcji)

 

Komercjalizacja, czyli uwłaszczenie nowej bodzentyńskiej nomenklatury

(10.09.2015)

W dniu dzisiejszym odbędzie się posiedzenie rady programowej (czy jak ją tam zwał) samorządowej służby zdrowia w celu, jak to subtelnie nazywają spece od reform, „reorganizacji pionu rehabilitacyjnego”. Jak już wcześniej pisaliśmy owa rzekoma reforma polegać ma głównie na sprywatyzowaniu rehabilitacji i przekazaniu jej osobom ściśle związanym z kierownictwem gminnych ośrodków zdrowia  oraz władzą samorządową…. Próbuje się uspokajać opinie publiczną przykładami spoza Bodzentyna, zapewniać (jak chociażby na ostatnim spotkaniu burmistrza z mieszkańcami), że skomercjalizowany zakład będzie miał umowę z NFZ i pewna pula przyjęć pacjentów będzie na starych zasadach… Właśnie, „pewna pula”… Jakoś nie mam zaufania do granicy miedzy tym, co publiczne, a prywatne, zwłaszcza w naszych polskich i bodzentyńskich warunkach. Pole do nadużyć ogromne. Nie ukrywa się przy tym, że zmiany w rehabilitacji są wstępem do ogólnej zmiany w tutejszej samorządowej służbie zdrowia. Niektórzy już zacierają ręce, wietrząc interes. Jeżeli pewni ludzie nie sprawdzili się jako administratorzy publicznej własności, to czy sprawdzą się jako administratorzy uwłaszczeni? No i w cieniu całej tej sprawy są roszady personalne, ustalane nie przy otwartej kurtynie i na zasadzie fachowości, ale w myśl zasady TKM, podszytej kumplostwem, własnym interesem lub … odwetem. Żadna z tych motywacji jest nie do przyjęcia.

P.O.  

 

Kredyty podrzucane następcom…

(3.09.2015)

 

Dobrego gospodarza poznajemy po tym jak inwestuje i po … pożyczkach. Były burmistrz podrzucił obecnemu kukułcze jajo kredytowe w postaci niezapłaconej przebudowy rynku górnego. Jesienią spodziewana jest zapłata ostatniej transzy. Obecny burmistrz śladem swojego poprzednika (i rządowych kredytobiorców ze swojej partii) postępuje identycznie. Na początku urzędowania zaciągnął ponad milion złotych ze spłatą odroczoną do 2021 r. (czyli na przyszłą kadencję).

W tej chwili trwa kolejne postępowanie przetargowe na kolejny 2 – milionowy kredyt. No i również jego spłatę przewiduje się na lata 2021 – 22, czyli pod koniec przyszłej kadencji…

A przeznaczenie kredytów? Wkłady własne na niezbędne inwestycje? Bynajmniej, chodzi o zapewnienie bieżącej płynności finansowej. Aktualnie, jeśli na terenie gminy trwają jakieś inwestycje (np. drogowe), to inwestorem jest powiat. Gmina się bawi… Festyny, ogniska, rauty,  konferencje… Skoro nie ma się do zaoferowania nic sensownego, należy zapewnić publiczności igrzyska. Skąd my to znamy?

W. L.

 

Przetarg na koncepcję dokończenia kanalizacji w gminie Bodzentyn

(3.09.2015)

 

Jeszcze w maju br. rozstrzygnięty został przetarg na przygotowanie  k o n c e p c j i  dokończenia kanalizacji gminy Bodzentyn. Koncepcję przygotować ma Instytut Górniczy z Katowic za prawie 50 tys. zł. Oczywiście, koncepcji nie należy mylić z planami, jest to zaledwie wprowadzenie do ewentualnych planów inwestycyjnych… Dla przykładu, może to wyglądać w ten sposób, ze firma przyjmując kryterium gęstości zaludnienia, stwierdzi, że wioski A, B, C powinny zostać skanalizowane poprzez kolektor główny, wioska C zbudować własną oczyszczalnię ścieków, a w wiosce  D  rolnicy powinni zbudować własne przydomowe oczyszczalnie (czyli uszczelnić szamba)… I na tym polega ta tzw. koncepcja i za to zapłacimy 50 tys. zł. Dodajmy, że wcześniej zapłaciliśmy już kilkaset tysięcy zł. za projekty, a teraz wracamy do koncepcji…. Trudno nazwać to inaczej, niż rażącą niegospodarnością, kwalifikującą się do postępowania prokuratorskiego. Nie przyjmuję tłumaczenia, że poprzednia ekipa zrobiła wcześniejsze projekty, a obecna będzie zaczynać od zera… po swojemu. Jest cos takiego jak ciągłość władzy i nie można bezkarnie wydawać publicznych pieniędzy na to samo, (tylko inaczej) wraz z każdą jej zmianą. Tym bardziej, że wielu radnych, na czele z obecnym przewodniczącym, kontynuuje swój mandat i w poprzednich kadencjach godzili się na wydawanie pieniędzy na ówczesne projekty, a obecnie uznali, że potrzebne są nowe, według nowej koncepcji…

Swoją drogą z niecierpliwością oczekujemy wyniku owych „prac studyjnych”, zwłaszcza, że według warunków zamówienia publicznego, termin realizacji właśnie mija… Obawiam się, że dla wielu mieszkańców mogą okazać się kanalizacyjną anty – koncepcją…

P.O.

 

Rehabilitacja bodzentyńskiej rehabilitacji, czy kolejny owoc posuchy…?

(1.09.2015)

 

Platformersi (także ci rządzący w Bodzentynie) uwielbiają komercjalizację. Po pierwsze dlatego, że na  wszelkiej transformacji zawsze można cos ugrać, no i pozbyć się dotychczasowych  pracowników, zatrudnić nowych – lepszych, albo i nie lepszych, ale na pewno posłusznych… Nie neguję swoistego idealizmu promotora owych sanacyjnych pomysłów – ma człowiek pewien racjonalny model, tyle, że nie do ominięcia pozostają niezbyt abstrakcyjne  uwarunkowania społeczne… Są już przecież pewne doświadczenia z parcelacji skarbowo – samorządowych, no a przede wszystkim jest pilna potrzeba pijarowskiego sukcesu i … wywiązania się z pewnych zobowiązań. Najpierw przygotowano publiczność nagonką na kosztowność zakładu rehabilitacji. To prawda, zakład był deficytowy, podobnie jak szkoły, że o samym urzędzie gminy tylko wspomnę. Czy w związku z tym, że jest deficytowy, należy go zlikwidować, przekazując w prywatne ręce, a umywając swoje? Skoro jest problem z funkcjonowaniem rehabilitacji, to wypada ogłosić konkurs na pomysły i KOMISYJNIE je zweryfikować. Ale u nas próbuje się załatwić to pod stołem, cichcem wprowadzając na posiedzenie rady stosowny projekt i równie cichcem przygotowując obsadę zakładu… Na szczęście reakcja radnych Świetlika i Kołomańskiego przynajmniej powstrzymała te zapędy. Czy na długo – zobaczymy.

Powtórzmy: miejscowe samorządowe lecznictwo wymaga natychmiastowych zmian, ale bez ukrytych w rękawach i rajstopach znaczonych kart….

Piotr Opozda

 

 

O Psarach znowu głośno, a Leśna zmienia właściciela…

(01.09.2015)

 

Nauczyciele w Szkole Podstawowej w Psarach (a precyzyjniej – połowa z nich) po raz kolejny zbuntowali się przeciwko swojemu dyrektorowi. Zarzuty niezmienne, jeszcze XX – wieczne: apodyktyczność, poniżanie pracowników, brak kontroli nad sytuacją w szkole. Pamiętam pierwsze interwencje związkowe w tej szkole sprzed dwudziestu lat – zarzuty te same… Podczas konkursu dyrektorskiego sprzed dwóch lat była szansa uporządkowania sytuacji, ale ówczesne władze chciały zademonstrować … właśnie, co? Swoją siłę, tupet, dać (sobie) satysfakcję za porażkę z czasów tzw. ‘wygaszenia” burmistrza? No i zapaliły zielone światło dla arogancji i zwyczajnej głupoty. Nie wnikając w szczegóły sprawy, które nikomu nie służą, a najmniej szkole, wypada jedynie odnotować, że Burmistrz rozpoczął procedurę oceny Dyrektora szkoły, a w konsekwencji najprawdopodobniej jego odwołania. Jak się nieoficjalnie dowiadujemy, i związki zawodowe, i kuratorium negatywnie oceniły pracę gospodarza szkoły. Aby zapewnić sobie „poparcie” nauczycieli szkoły (podzielonych w stosunku do niego po połowie) Dyrektor przyjął do pracy „swój głos” z datą sprzed posiedzenia rady pedagogicznej, z 24 sierpnia… Po raz pierwszy spotkałem się z taką datą  ruchu kadrowego w szkole… Przedobrzył z tą chronologiczną akrobacją, spinając tym postępkiem całokształt swoich dokonań. Cóż, facet nie potrafi nawet po męsku zakończyć i trzasnąć drzwiami… Narażę się tzw. Konwencji Antyprzemocowej, jednak wypowiem swój „rasistowski” pogląd: Nauczycielki w tej szkole (i nie tylko tej) potrzebują męskiej ręki, a nawet chyba do niej tęsknią, ale męska ręka to coś znacznie więcej niż niewyparzony język i mówiąc w przenośni – „damski boks”… Jeno gdzie jej szukać, chyba już tylko wśród emerytów…

Tymczasem w Szkole Podstawowej w Leśnej dotychczasowa właścicielka zrezygnowała z prowadzenia placówki, a przejęła ją kolejna właścicielka. Oczywiście, rodziców, nikt nie pytał o zdanie, nauczyciele szkoły nie chcieli również przywrócenia szkoły samorządowej („po co mają im narzucać dyrektora”). Tak więc, rodzic ma jedynie płodzić dzieci, aby zapewnić etaty nauczycielom, ale jest za głupi do decydowania o systemie nauczania… To zadania dla fachowców… Cóż po owocach można ich poznać i na te właśnie owoce (dosyć przeciętne) na ostatnim zebraniu wiejskim zwrócił uwagę były radny K. Nowak. Ale, to tez pewnie wina rodziców…

J.S.   

 

 

Zmiany w składzie Społecznej Rady Kultury

(25.08.2015)

 

Po ostatnich wyborach samorządowych w Bodzentynie, z inicjatywy Pani prof. Urszuli Oettingen powołana została tzw. Społeczna Rada Kultury, Ochrony Dziedzictwa Narodowego i Polityki Społecznej. Aczkolwiek dyskusyjnym dopełnieniem tej inicjatywy stało się nominowanie jej członków przez Burmistrza MiG (stawiając w ten sposób pod znakiem zapytania jej niezależność), to inicjatywa sama w sobie była (i chyba ciągle jest) interesującym i dobrze rokującym przedsięwzięciem. Osobiście, mimo pewnych wątpliwości co do owych szans na autonomię rady, również zgodziłem się na podjęcie próby współpracy pro publico bono. Z iluzji dosyć szybko wyprowadził mnie jednak jeden z członków rady, który dosyć brutalnie zdefiniował naszą powinność – „nie możemy służyć wielu panom (czyli tylko jednemu – aktualnej władzy)”. W tym momencie uznałem, że nie po drodze mi z takim „społecznym powołaniem” i podziękowałem za współpracę. To władza publiczna jest służbą, a nigdy na odwrót  i z kimś kto tego uniwersalnego dziedzictwa kulturowego ciągle jeszcze  nie rozumie trudno o współpracę…

Piotr Opozda

 

Nielegalny wodociąg?

(20.08.2015)

 

Lokalne media (a nawet chyba ogólnopolskie) nagłaśniały w sierpniu sprawę tzw. nielegalnego wodociągu na Podgórzu. Chodzi o przyłączenie do już istniejącego akweduktu kilku peryferyjnych gospodarstw. Sprawa stała  się pokłosiem tzw. audytu, którym po wyborczej detronizacji poprzedniego burmistrza z wielkim rozmachem „przeoruje” się gminę w poszukiwaniu nadużyć.  Bezsens tego przedsięwzięcia jest oczywisty, bowiem  ewentualnych nadużyć raczej nie dokumentuje się, a więc trudno o ich ślady w papierach. Przy tego rodzaju rozliczeniach bardziej efektywne byłoby biuro detektywistyczne…

Porzućmy jednak żarty i przejdźmy do rzeczy. Otóż przypadkowe odkrycie owego „nielegalnego”  przyłącza postanowiono wykorzystać do uderzenia w poprzednika, stąd medialne rozdęcie sprawy. W efekcie jednak trafiła ona rykoszetem w bieżące finanse gminy, bowiem zawisła nad nią groźba dotkliwej kary za tę „nielegalną” inwestycję. Sprawa zakrawa więc na groteskę. Argument o „nielegalności” wodociągu w państwie i w regionie, w którym pojęcie prawa jest wypadkową mafijnych interesów, jest co najmniej śmieszny. A czy burmistrz, który kupił urząd za wódkę jest legalny? A dzielący pieniądze sejmik wojewódzki skompletowany z tzw. głosów nieważnych jest legalny? A sędzia, który przy kawie ustala z koleżanką ze studiów wyrok sądowy działa legalnie?  Tak więc wypada przestać czepiać się legalności wody, a co najwyżej zbadać jej jakość. A poprzedniego burmistrza jeśli już rozliczać, to przede wszystkim z tego, czego nie zrobił…

M.K

  

Rada i urząd w konspiracji?

(29.08.2015)

Złośliwcy utrzymują, że po ostatnich wyborach samorządowych Bodzentyn dostał się pod kolejną okupację, a tym razem sprzymierzonych sąsiadów (Daleszyce, Górno)  i zbuntowanych wiosek… Coś jest na rzeczy w tym metaforycznym obrazie, bowiem nawet zachowania naszych włodarzy zaczynają nabierać historycznych odniesień… Otóż, każda okupacja (przynajmniej w Polsce) rodziła konspirację, a ta znajduje się teraz w rozkwicie (tyle, że w kręgach władzy). Oto Rada Miejska zaczęła spotykać się  poza ratuszem, odbywając (utajnioną) peregrynację po gminnych przysiółkach. Rozumiem, ostrożność i środki bezpieczeństwa – wróg nie śpi i choć bomby raczej nie podłoży, to po co prowokować  niepożądaną obecność i , uchowaj Boże, jakieś niewygodne pytanie?

Wyjściem z tej niestandardowej sytuacji mógłby być internetowy kanał TV na youtub w cyklu „Z Kózkolandu”. Pisząc bowiem o radzie, myślę  głównie o jej przewodniczącym, który twardą dłonią budowlańca trzyma ją za uzdę… (co zważywszy na ładniejszą część rady, może być nawet przyjemne…)

Z kolei pracownicy Urzędu otrzymali surowe napomnienie, aby „nie wynosić zeń wiadomości”. Wydaje mi się, że daleszyckie i górniańskie standardy nie przyjmą się w Bodzentynie. Tu bowiem wszyscy już znają elementarz samorządowy i wiedzą, że Burmistrz i jego podwładni są zaledwie organem samorządu, czyli ogółu mieszkańców i ich obowiązkiem, jako służby,  jest dokładnie informować Państwa nawet o nieczystościach zza Opatowskiej Rogatki!

Piotr Opozda

 

Bodzentyńskie  liceum w kryzysie

(28.08.2015)

Tegoroczny nabór do klas pierwszych Liceum Ogólnokształcącego w Bodzentynie zakończył się znaczącą porażką. Póki co skompletowano zaledwie jedną klasę pierwszą, a to może oznaczać wstęp do likwidacji. szkoły.  Prowadzące szkołę średnią w Bodzentynie Starostwo Powiatowe w Kielcach zrobiło chyba wszystko, aby doprowadzić do obecnego żałosnego stanu. Najpierw postarano się o dyrektora, który swoją całkowitą spolegliwością wobec rządzącej powiatem kliki z PSL – PO umożliwił kosztowną modernizacje szkoły. No bo wiadomo, im więcej się buduje, tym większy obrót gotówką i … przetargami. Następnie postarano się o dyrektora, który miał nie tyle wzmocnić szkołę, co uporządkować papiery po wcześniejszej „radosnej twórczości”. Nikt nie myślał o ratowaniu tej zasłużonej  placówki, ale o  etatach, honorach i osobistym marketingu.. Kiedyś starczało, teraz niekoniecznie… Wbrew pozorom sprawa nie jest beznadziejna, ale wymaga już bardzo sprawnego menedżera, no i elementarnej gotowości do współpracy ze strony Starostwa. Może, gdyby udało się rozpędzić tę klikę przed upływem kadencji, byłaby też szansa dla liceum w Bodzentynie…?

 

Piotr Opozda

 

 

Przesilenie, a może nowe otwarcie?

 

(2.08.2015)

 

            Zasada, która przyświecała rządom komunistycznym w PRL, mówiąca, że: "władzy raz zdobytej nie oddamy nigdy", stała się też mottem poprzedniej ekipy samorządowej w Bodzentynie (i z pewnością nie tylko). Powtarzana wielokrotnie niczym mantra, stała symbolem tzw. kolesiostwa i trwania u władzy za wszelką cenę. Ryba podobno psuje się od głowy…  Bardzo dobrze widać to w obecnym zestawieniu rządzących krajem ugrupowań PO-PSL. Koleżanki i koledzy z podwórka, nie mający często elementarnych kompetencji (o kwalifikacjach moralnych nawet nie wspominam), są dziś odpowiedzialni za resorty, o których, jak przypuszczam, wyczytali z podręcznych broszur informacyjnych (np. MSW - teolog, edukacja - politolog). Doświadczamy wiec kolejnego deja vu. Ale czy tak musi być? Oczywiście, że nie. Przykładem jest choćby wygrana w wyborach prezydenckich człowieka, o którym jeszcze rok temu nie mieliśmy najmniejszego pojęcia, natomiast w wyborach na burmistrza Bodzentyna - postaci już znanej na lokalnym wybiegu, ale z pewnych racji trudnej do akceptacji przez Bodzentyn. W obu przypadkach o fiasku tzw. pewniaków zdecydowała determinacja obywateli - zerwano z dyktatem nowomowy i speców od wizerunku. Tyle podobieństw. Teraz różnice.

Niestety, wszelka nowa władza ma to do siebie, że jest bacznie obserwowana przez konkurencję polityczną, tym bardziej wrażliwą, że przez wiele lat – jak wyżej napisałem - przyspawaną do stołka. Czerpali profity jak z rogu obfitości. Dlatego też, wszelkie potknięcia staną się argumentem w sporach.  W przypadku Prezydenta elekta, odwołanie z funkcji jest praktycznie niemożliwe. No, chyba, że będzie to afera na miarę Water Geate, co z kolei grozi impeachmentem,  w realiach polskich raczej niemożliwym. Jednak już w przypadku gminy, odwołanie burmistrza jak i gminnej rady może odbyć się poprzez referendum lokalne. Powody są tu najczęściej mało istotne, liczy się efekt propagandowy. A tego nie wyklucza obecna sytuacja w gminie, do której niestety zachęcają sami gospodarze urzędu gminy. Z punktu widzenia mieszkańców, słychać już pierwsze oznaki niezadowolenia (a to zastój organizacyjny, nieudolna redukcja etatów w ramach restrukturyzacji urzędu, mało czytelne zasady zatrudniania). A sparaliżowani lękiem decydenci pragną nie tyle zmian, co powolnej korekty. Z kolei taktyka Przewodniczącego Rady, demonstrującego otwartość, dobrą wolę i "miłość" wobec wszystkich, odbierana jest przez przeciwników jako słabość.  Oczywiście, na płaszczyźnie miedzyludzkiej jest to dobry sposób na obalanie murów niechęci i nieufności, ale w życiu publicznym, pośród typowych „politycznych animalsów”, postawa taka odbierana jest jako przejaw ułomności i prowokuje jedynie do kontrataków. Inaczej mówiąc, w przyjaznym otoczeniu taka taktyka mogłaby okazać się skuteczna i najwłaściwsza, ale nigdy wobec nie skrywanej żądzy odwetu ze strony tych, którzy uważają, że władza należy im się jak psu kość, jest im przypisana. Polityka półśrodków, w dodatku oderwana od miejscowych realiów, prowadzi do politycznego samobójstwa. Nie chcę przez to powiedzieć, że należy stosować praktykę zemsty i nękania oponentów - o czym już pisałem (dzisiaj to by nawet nie przeszło), ale wystarczy zagospodarować przestrzeń publiczną własną aktywnością.

            Zasada, której wydaje się hołdować obecna ekipa: "aby bezpiecznie do wyborów, po co mamy sobie robić wrogów", może doprowadzi i owszem, nazbyt szybko do wyborów … przyspieszonych. 

Tymczasem, mamy do czynienia z potajemnymi "konwentami" działaczy lokalnego PSL                      z byłymi radnymi i grupą tzw. drugiego obiegu w celu przygotowania gruntu pod ewentualne referendum. Kontekst ogólnopolski dla samorządowców pokroju Józefa Szczepańczyka nie jest zbyt korzystny. Do ponownego skoku szykuje się co prawda W. Pawlak (patron wymienionych), ale z drugiej strony PSL może nie przeskoczyć poprzeczki sejmowej, a to by oznaczało kres odwiecznych synekur w agencjach i urzędach. Nie bez kozery na jednym ze spotkań p. Sczepańczyk powiedział, że cyt: „nie byłem jeszcze burmistrzem”. Tak więc bez żadnego wróżenia z fusów można założyć, że po dziewięciu ustawowych miesiącach nastąpi wysyp referendów lokalnych i ich praktyka może zawitać i do Bodzentyna. A przy obecnym lokalnym establishmencie jest to bardzo  prawdopodobne. Prawdopodobne – nie znaczy jednak skuteczne. Tak więc, używając terminologii sportowej – „mecz trwa”. Piłka jest przy aktualnych włodarzach i mam nadzieję, że opuści okolice ich bramki…  czego życzę.

                                                                                                          Piotr Gajek

 

Sprostowanie

Z opóźnieniem i pewnym zaskoczeniem zapoznałem się informacjami prasowymi o otrzymanych przeze mnie „honorach”. Prawdopodobnie nie było w tym złej woli…

http://www.kul.pl/odznaczeni-za-walke-o-wolna-polske-v-2015,art_60659.html

Prawdą jest, że z inicjatywy Prezesa Instytutu Pamięci Narodowej Pana Łukasza Kamińskiego jeszcze przed wyborami prezydenckimi Pan Bronisław Komorowski odznaczył kilkunastu uczestników opozycji antykomunistycznej (w tym niżej podpisanego) Krzyżem Wolności i Solidarności. Pomny jednak na przestrogę Konfucjusza, że „w kraju źle rządzonym bogactwa i zaszczyty są hańbą”, podziękowałem za odznaczenie.

Piotr Opozda

powered by QuatroCMS