O nas
Nowe
Felietony
Artykuły
Kurier Święt.
Kronika 2018
Historia
Kalendarz
Galeria
Antyreklama
Kontakt
Polecamy
Forum
Archiwum
  
Kurier Święt. »  Kurier Świętokrzyski » Kurier Świętokrzyski,2015,nr 1
Treść artykułu:

Wstyd, czy ignorancja?

(18.02.2015)

Pan Józef Szczepańczyk - weteran tutejszych samorządowców, były poseł, a obecnie rządca powiatowy, od lat pomija w oświadczeniu majątkowym dokładne źródła dochodu, ograniczając się do formułki: „z tytułu umowy o pracę”. Ustawa o samorządzie powiatowym i ogólnie dostępne instrukcje są pod tym względem oczywiste – intencją prawodawcy, z oczywistych powodów, było nie tylko upublicznienie wysokości dochodów funkcjonariuszy publicznych, ale przede wszystkim ich źródeł, bo tylko wtedy można mówić o antykorupcyjnej kontroli. Oczywiście, ów weteran nie jest wyjątkiem, ma jeszcze dalej idących naśladowców (np. w samym Bodzentynie), bo zamykających problem sformułowaniem „inne dochody”. Problem nie dotyczy burmistrza lub starosty, no bo wiadomo gdzie pracują... Prawo prawem, egzekutywa wie jednak lepiej, dlatego zwróciliśmy się do nadzoru prawnego w Urzędzie Wojewódzkim z ogólnym zapytaniem w tej sprawie. Odpowiedź Wojewody nie pozostawia wątpliwości, cyt.: Mając na uwadze Pana pytanie dotyczące podawania przez w/w osoby wysokości dochodów osiąganych z tytułu zatrudnienia lub innej działalności zarobkowej lub zajęć, wyjaśniam, że w pkt VIII oświadczenia majątkowego winny być wykazane zarówno kwoty dochodów jak również źródła tych dochodów.

Kieszeń każdego obywatela jest rzeczą prywatną i próby jej prześwietlania są co najmniej niegrzeczne, ale w przypadku funkcjonariuszy publicznych, rozporządzającymi naszymi pieniędzmi (a więc wspólną sakiewką) kontrola jest nie tylko wskazana, ale niezbędna. A swoją drogą, czy można wstydzić się swojej pracy? Rozumiem, że są  zajęcia jawne, mniej jawne i niekoniecznie jawne, ale w przypadku kancelarii tajnej załatwia się to chyba inaczej…?

P.O.

 

Władza – to decyzje

(12.02.2015)

            Na powyborczej gminnej arenie obserwujemy  w ostatnim czasie działania w kierunku destabilizacji obecnej władzy. Mamy oto grupę hulających harcowników, broniących starego porządku, własnego interesu oraz rozmycia współodpowiedzialności za dotychczasowe decyzje. Wygląda to na działania kierowane lub inspirowane z kręgów byłej władzy, a  zmierzające do obrony dotychczasowego stanu posiadania. Tak więc po tajnych konsultacjach w tutejszym Urzędzie Gminy zawiązuje się organizacja związkowa urzędników gminnych, której celem jest głównie ochrona kilku, ponoć szczególnie zagrożonych pozbawieniem kierowniczych stanowisk osób, reszta to statyści, którym wmówiono „zagrożenie” i w konsekwencji  pracujący na wymienioną czołówkę „rokoszu”.  Spróbujmy wyobrazić sobie takie przedsięwzięcia za poprzednich rządów…   Znając alergię poprzednika na wszelkie związki (czego sam jestem żywym dowodem), działania takie zostałyby stłumione w zarodku.

            Dyrektorzy szkół niemal jawnie spotykają się na konsultacjach z byłymi przełożonymi, a czego te konsultacje mogą dotyczyć, można się bez trudu domyślać. Ożywioną aktywność można również dostrzec w niektórych kręgach biznesowych, rozczarowanych wyborczą porażką. Tymczasem upubliczniono obszerne (zwłaszcza w roku wyborczym) wykazy umorzeń podatkowych i opłat za wodę. Trudno nagłaśniać owe listy (te pierwsze są zresztą dostępne w gminnym bip), bowiem owe umorzenia dotyczą z jednej strony ludzi rzeczywiście          w trudnej sytuacji, a z drugiej … niekoniecznie. W każdym razie jest to jeden z powodów, dla których tęsknota za „sprawdzonym systemem łaskawości” napędza konspirację.

            Z drugiej strony w  polityce, podobnie jak w życiu, nie może być próżni. Jeżeli w kręgach nowej władzy jest deficyt decyzji, to trudno się dziwić wzmożonej aktywności oponentów. Daleki jestem od doradzania w ogóle, a tym bardziej w kierunku działań odwetowych, np. pozbawiania pracy. My wyborcy będziemy jednak za cztery lata rozliczać nie tylko za podejmowane decyzje, ale i za ich brak. Stanowiska kierownicze winny zostać odpolitycznione i uwolnione, ale nie dla znajomych i kuzynów, ale dla tych najbardziej kompetentnych. Czy możliwe są konkursy z prawdziwego zdarzenia? Z reguły jest tak, że członkowie komisji idąc na konkurs już wiedzą jak głosować, a kandydaci wysilając się ze swoim programem, wychodzą na durniów. I trudno to będzie zmienić, a jeśli tak, to całkowita odpowiedzialność za jakość kadry kierowniczej spada na władze samorządowe. Slogany typu: „unikajmy konfliktów” niejednokrotnie wypowiadane min. przez Przewodniczącego Rady Miejskiej, są albo przejawem infantylizmu, albo zasłona dymną.  Przewodniczącemu każdej Rady oprócz świadectwa szkolnego, potrzebna jest jednak zwyczajna dojrzałość do pełnienia funkcji publicznej…

Prawo bowiem jest tak skonstruowane, żeby być bardziej środkiem niż normą, a tylko brak decyzji nie powoduje konfliktów…

            Podsumowując: opór grupy uprzywilejowanej w gminie jest zrozumiały i wynika                       z poczucia zagrożenia utraty owych przywilejów zdobywanych przez ostatnie 20 lat. Likwidacja przywilejów nie jest zaś żadna represją, a powrotem do normalnej sytuacji.  Osoby odpowiedzialne obecnie za gminę powtarzają błędy sprzed czterech lat, które sprowadzają się do niezrozumiałego lęku przed podejmowaniem decyzji. Przezwyciężenie tej bariery strachu warunkować będzie o powodzeniu w obecnej samorządowej kadencji.

Piotr Gajek

Koalicja PO – PSL również w Bodzentynie?

(7.02.2015)

W wyniku wyborów samorządowych w Bodzentynie wytworzyła się dziwaczna sytuacja. Oto dwie partie – Platforma i PSL – współpracują  na szczeblu powiatowym, wojewódzkim i krajowym, a w gminie pozostają jakby w opozycji… Właśnie, słowo  j a k b y  wyjaśnia wszystko. Marek Krak przegrał wybory z paru powodów, a jednym z nich było nadwyrężenie zaufania ze strony PSL. Jego fatalne relacje z częścią PSL – owskiego aparatu i zezowanie w kierunku PiS spowodowały wygaszenie zapału w jego obronie. Lokalni aparatczycy skoncentrowali się na wyborach powiatowych i wojewódzkich, wspierając Kraka jakby z obowiązku. Jego konkurenta, Dariusza Skibę, oceniono jako przejściowego i do „okiełznania” (ostatecznie koalicjant z PO, współpracujący wcześniej w radzie powiatu). W dodatku, na najbliższego współpracownika jeszcze przed wyborami namaszczony został Andrzej Jarosiński, delikatnie mówiąc „ostrożny i umiarkowany”, a więc … bezpieczny. Powyborczą euforię przygasił Józef Szczepańczyk, niemal otwarcie deklarujący start za cztery lata, a może nawet za 9 miesięcy (minimalny okres przed  referendum). Urzędnicy, którzy palili się do rzeczywistej współpracy z nowym burmistrzem błyskawicznie „ostygli”. No a później przypomniano nowej władzy koalicyjne zobowiązania i uświadomiono jej, że członków PSL w urzędzie ruszać nie wolno. No i ruki po szwam! Tak więc powód do niepokoju mogą mieć tylko ci urzędnicy (i inni pracownicy samorządowi), którzy byli przyzwoici i zachowali apolityczność, karierowicze mogą spać spokojnie – wujek Adaś i stryj Józef czuwają… Coś się wszakże zmieniło, choćby to, że mieszkańcy w każdy poniedziałek mogą bez przeszkód wypłakać się burmistrzom w mankiety, do czego poprzednik nie miał już cierpliwości.  Można się również spodziewać korekty administrowania, może jakichś inwestycji, ale pozostając w koalicyjnym uścisku (nawet jeśli z wyrachowania) zielonej pajęczyny można co najwyżej bezpiecznie trwać w ułudzie władzy, ale realnie wynagradzanej…

PO  

Konsultacje budżetowe

(4.02.2015)

Rozpoczęła się coroczna peregrynacja gminnej władzy po sołectwach z projektem budżetu na bieżący rok ( tym razem z budżetem już uchwalonym) . Jest to również pierwsze po wyborach, a więc niejako zapoznawcze, tourne nowej ekipy, czyli Panów:  Dariusza Skiby, Andrzeja Jarosińskiego i Wojciecha Kózki. W niedzielę 1 lutego miało miejsce spotkanie z mieszkańcami Bodzentyna. Burmistrz zapewnił mieszkańców miasta, że jego problemy będą dostrzegane, ale uczciwie stwierdził, że za priorytetowe uznaje jednak zaległości inwestycyjne na terenach wiejskich. Zwrócił uwagę na uciążliwe zobowiązania kredytowe, jakie odziedziczył po poprzedniku. W tym miejscu doszło do konfrontacji z tymże poprzednikiem, który zauważył, że sytuacja, w jakiej znalazły się samorządy wymusza zadłużanie. Niepotrzebnie wszakże próbował wracać do wyborów, zarzucając jakowyś brak przejrzystości w wygranej konkurenta… No cóż, niewykluczone, ale na tego rodzaju zarzut może pozwolić sobie tylko ktoś bez zarzutu, albo … hipokryta.

Pan Wojciech Kózka złożył deklarację, że postara się dorównać byłym, sędziwym już i „zasłużonym” przewodniczącym rady miejskiej… Albo przesadził z grzecznością, albo jest rzeczywiście zbyt młody i nie pamięta owych „zasług”… Tak czy inaczej wypada być sobą i nie szukać wzorów, zwłaszcza,  delikatnie mówiąc – wątpliwych.

Sięgnąłem i ja do nowego  budżetu i niestety, nie jest zbyt optymistyczny. I nie chodzi o to, że skromny (dzieli się tyle, ile się ma), ale … rozrzutny.

Gmina Bodzentyn dysponuje  ok. 32 mln. zł., z czego 9,9 mln. zł to dochody własne, a cała reszta – to subwencje i dotacje, w zdecydowanej większości przekazane jedynie do podziału (gmina robi w tym względzie za listonosza, podkradając co nieco na własne potrzeby). Biurokracja kosztować nas będzie 3.6 mln. zł., czyli ok. 200 tys. zł. więcej niż w poprzednim roku… Powie ktoś, że to niewielki wzrost (30% wpływu z podatku rolnego), ale wyborcze oczekiwania były raczej odwrotne…

P.W.

Nowa władza – miotła czy dywan?

(24.01.2015)

Od wyborów minęło już dwa miesiące. Co robi nowa władza? W pierwszym rzędzie dba o swoje, a później o publiczne.  Na pierwszym miejscu plasuje się walka nowych wójtów, burmistrzów, starostów i innych funkcyjnych o własne portfele. Stąd umizgi do rad, sugestie coś za coś, przesunięcia w budżecie.

Na drugim miejscu jawią się działania pozorowane. Jeżeli ma kto w czym pozorować - to pozoruje. Marek Wojtas, wójt gminy Pawłów, poza ustaleniem pensji i nowych zasad wywożenia śmieci niczym nie błysnął. Wszystko po staremu, aczkolwiek ma być inaczej. Gwarant status quo Ignacy Gierada przepadł w wyborach, jego plany bycia przewodniczącym nie powiodły się, więc nowy wójt nie czuje oddechu na plecach. Grzebać w papierach nie ma co, bo wiadomo - może też coś na siebie wygrzebać… , bo jak się grzebie, to się wygrzebie. Dziwnie więc jest tak jakoś, bo niby nowe, a stare. To jak z transformacją w Polsce – dużo szumu, a komunizm ma się całkiem dobrze.

Co musiałby zrobić Marek Wojtas aby się uwiarygodnić, że nie jest cieniem swego poprzednika i de facto nie został przez niego naznaczony? Trudno powiedzieć. ale na pewno nie powielać polityki personalnej. Nie trzymać wszystkiego w swoich rękach – nie centralizować władzy. Dać dyrektorom, kierownikom i swoim licznym podwładnym swobodę podejmowania decyzji. Ot, choćby taki mały uczynek. Dać dyrektorom szkół swobodę zatrudniania i decydowania o „swoim losie”. Nie pomagać konkursom, przetargom i innym rozstrzygnięciom. Uwierzyć, że inni też mogą podejmować trafne decyzje. Ja wcale nie twierdzę, że nowy wójt tak nie myśli, ale jakby wcielił to w czyn byłoby miło.

A poza tym należy się pozbyć ludzi wątpliwych, za którymi wloką się jakieś gęby i ogony, co to za poprzednika zostali, bo inaczej nie mógł. Decyzje personalne są bardzo ważne, a przyszłość rządzenia od tego zależy. Po co być uwikłanym w stare sprawy swojego poprzednika?  

A najmłodszy prezydent w Polsce (czy tylko?), który jak przysłowiowy Janosik zabiera bogatym i daje – no jeszcze nie wiadomo komu. Częściowo jednak zdradza swoje pomysły – chce kupić samochód dla urzędu miasta – czytaj dla siebie, bo jak długo można jeździć starym passatem? Młody prezydent, a stary passat - przecież to niedorzeczne.

Ale ogólnie początek niezły. Jak na dwa miesiące - to dużo. Rządzenie jednak nie polega na zwalnianiu ludzi, a na zatrudnianiu. Nie mam tu na myśli urzędu – tam juz ciasno. Ale na tworzeniu poprzez właściwe działania nowych miejsc pracy. I tu jest rola pana posła, który wydeptuje katyńskie i smoleńskie szlaki, a powinien zadbać trochę o własny elektorat. Historia rzecz ważna, ale do talerza jej nie wlejesz.

Rada dla pana prezydenta – powoli wycofuj się pan z tej konfidencji, ponieważ na jesieni pan poseł nie będzie posłem, a pan zostaniesz trochę jakby skażony…

Wojciech Kalisz

 

Dwa testy zaliczone

(24.010.2015)

Wygląda na to, że tzw. test wiarygodności, związany z obiecanym przywróceniem szkoły podstawowej w Leśnej, zostanie przez nowe bodzentyńskie władze zaliczony. Szkoła powróci do statusu szkoły samorządowej i wypada mieć nadzieje, że poradzi sobie z problemami demograficznymi i … konkurencją.

Na uznanie zasługuje również podjęta przez nowego burmistrza działania na rzecz posprzątania gminy – dzikich wysypisk i przydrożnych rowów. Niewielki koszt (bo środkami zewnętrznymi), a efekty bardzo widoczne, że o tym dydaktycznym nie wspominam…

Trochę gorzej z komunikacja społeczną… Ostatnio dużo się mówi o problemie bodzentyńskiego zamku i niestety … zbyt dużo. Teren bardzo ważny, samorząd gminny powinien nalegać u powiatowego zarządcy na jego uporządkowanie  (także co do dokumentacji technicznej), ale dywagacje na temat jego odbudowy  są przedwczesne, a pojawiające się w sytuacji braku kanalizacji na znacznym obszarze gminy – mogą nawet irytować. Gminę Bodzentyn reprezentuje w powiecie pan Józef Szczepańczyk, który jest ponoć również członkiem zarządu starostwa. Zawsze oddany sprawom swoich wyborców (np. w poszukiwaniach pracy) z pewnością zaangażuje się także na rzecz stworzenia rzeczowego i realnego projektu uporządkowania i zakonserwowania ruin zamku środkami samorządu powiatowego…

Piotr Opozda

powered by QuatroCMS