O nas
Nowe
Felietony
Artykuły
Kurier Święt.
Kronika 2018
Historia
Kalendarz
Galeria
Antyreklama
Kontakt
Polecamy
Forum
Archiwum
  
Kurier Święt. »  Kurier Świętokrzyski » Kurier Świętokrzyski,2014,nr 7
Treść artykułu:

Choroba na władzę, czy choroba władzy?

 (26.10.2014)

„Niezgodni w poglądach na metody,

łatwo możemy zapomnieć, że zdążamy ku temu samemu celowi”               

           ( Z listu do zakładnika - Antoine de Saint-Exupéry)

 

Ktoś kiedyś powiedział, że „władza degeneruje”, a ja dodam, że i… ogłupia. Przykładów w polityce aż nadto. Ostatnie zawirowania wokół R. Sikorskiego są jednym z licznych dowodów na potwierdzenie tej tezy. Podobne zachowania, kompromitujące urzędników i obniżające rangę urzędu, obserwujemy i na naszej gminnej scenie politycznej. Przykładem jest tu osoba burmistrza M. Kraka, który w wypowiedziach mających często cechy „wałęsalików” zwyczajnie mija się z prawdą. Znane powiedzenie Wałęsy: „jestem za, a nawet przeciw”, jest chyba najbardziej znamienne i skomplikowane w swej naturze.

Podobnych interpretacji możemy dopatrzeć się w zawiłościach i tłumaczeniach S.M Kraka. Uchodzą one już w gminie za „złote myśli”. Jednym z wielu powiedzeń, pamiętam jak dziś, było np.: „dajcie mi budżet, a będzie to już ostatnia moja kadencja”. Oczywiście, nikt przy zdrowych zmysłach nie brał tego poważnie, tym bardziej radni. Podobnie zresztą jak sami wyborcy, którzy już drwią z tych deklaracji. Dziś mamy to co mamy - kolejne wybory,  kolejne deja vu… i kolejne słowo burmistrza. Zachowanie zaś samego autora „wałęsizmu”, wskazuje na pewne symptomy zaburzonej pamięci.

Podobne w swej treści wystąpienia przeczytać możemy w jednym z wydań Echa Dnia, cyt.: „do ponownego kandydowania na stanowisko burmistrza zmusza mnie opozycja”. Tłumacząc to na język pospolity: „nie chcę, ale muszę, bo nikt nie będzie grzebał w szufladach mojego biurka i gabinetu…  No i  mam zobowiązania”. Cóż, po dwudziestu latach można się zbyt mocno przywiązać…

W końcu obawy, że ktoś inny mógłby zająć ulubione „szarobure” biurko lub przeglądać równie ulubione księgi rachunkowe gminy, a część pracowników i biznesu straci wpływ na swojego pryncypała, czyni myśl o dobrowolnej rezygnacji - niedopuszczalną. Dlatego też wszelkimi środkami burmistrz starał się będzie do przysłowiowego stołka przyspawać swój zad na kolejną kadencję. Ot, takie małe księstwo w III RP. Czytając tekst, ktoś może zarzuci mi złośliwość lub uprzedzenie - może i tak. Obecne prawo bowiem nie zabrania starać się po raz szósty o reelekcję. Uważam jednak, że człowiek o uczciwych zamiarach powinien wiedzieć, kiedy zejść ze sceny, dać tym samym możliwość wykazania się innym kandydatom, a przynajmniej zachować spokój wobec perspektywy utraty władzy (normalna rzecz w demokracji). Społeczność lokalna musi mieć możliwość obiektywnej oceny działań na rzecz samorządu. I tu jest problem dotykający wszystkich, bez wyjątku, samorządy - stały się udzielnymi księstwami. Niestety, gospodarze gmin, miast, powiatów czy sejmików uwikłani niejednokrotnie w kontakty z lokalnym biznesem (a przynajmniej jego częścią), dbający o ciepłe posady dla swych klakierów (niejednokrotnie pracujących na trzech etatach), muszą pozostawać na straży ich interesów. Na szczęście też Bodzentyn – to nie Korea i dziedziczne zasiedzenie nie przejdzie, a co najwyżej dotrwanie do emerytury. Zachowanie zaś kandydata S. M. Kraka świadczy zupełnie o czymś innym, mianowicie o determinacji, ale i swego rodzaju naiwności. I nie piszę o sztuczkach pijarowskich, jak rodzinny grill na rynku bodzentyńskim organizowanym przez urzędującego burmistrza (na marginesie ciekawe za czyje pieniądze), czy zaskakująca wypłata pieniędzy z funduszu socjalnego dla nauczycieli emerytów (po 500 zł), ale o coraz bardziej wyrafinowanych zagraniach.

I jeszcze jedno, do elementów dezinformacji w kampanii doszedł ostatnio, chyba najbardziej określający stan ducha i charakteru burmistrza, element bezpośredniego wpływania na niektórych kandydatów, czy osoby zaangażowane w kampanię (rozmowy „umoralniające”, telefony do niepokornych kandydatów). Wszystkim im przypomina się załatwioną pracę, pomoc w zdobyciu środków unijnych, oraz inne korzyści. Oczywiście, każdy w miarę wrażliwy czytelnik zgodzi się z tym, że jest to już margines polityczny, z którym nie musimy się godzić. Stosowany jest jednak coraz częściej w samorządach. Przyglądając się bezczynnie nagannym poczynaniom bonzów samorządowych, stajemy się współodpowiedzialni za szerzenie się owej patologii władzy.

P S

A tak na marginesie, aby dodać nieco pikanterii tej całej kampanii wyborczej, w proceder pomówień i szykan wplątano również moją osobę. Podobnie jak w poprzednich wyborach rozsiewa się plotki, wznieca lęki i niepokoje, np. że zamierzam przejąć kierowanie jedną z ważnych szkół, a następnie zwalniać nauczycieli… Tak myślą i postępują tylko ci, którzy szkoły i urząd traktują jak własny folwark, a zwalnianie przeciwników z pracy za odziedziczoną po ówczesnych i obecnych rządach normę. Treść tych plotek zdradza więc ich autorów. Wkrótce dowiemy się zapewne o likwidacji orkiestry, zamknięciu targowicy, nacjonalizacji miejscowego przemysłu (jeśli jeszcze taki jest), itp. Czy wy uważacie swoich wyborców za kompletnych idiotów, którym można wmówić wszystko? 

Obserwując poziom, na jakim prowadzona jest kampania przez burmistrza, (w której nota bene nie uczestniczę przecież) nie mogę nie pokusić się o pewną prywatną uwagę. Człowieka znam od 27 lat              (prywatnie w szczegółach) i proszę mi wierzyć jest to osoba, która dla niezaspokojonego pożądania władzy jest w stanie zrobić wiele, albo … jeszcze więcej.

Piotr Gajek

Pierwsza ofiara tej kampanii

(24.10.2014)

Zgodnie z wcześniejszymi oczekiwaniami kampania wyborcza w naszej gminie wkroczyła w nową, „krwawą” fazę. Dzisiaj na pograniczu sąsiedniej gminy zamordowano, a następnie skonsumowano … barana.  O ile miejscowy lud podczas pikniku na bodzentyńskim rynku  minionej niedzieli musiał zadowolić się „wielonakładowymi” kiełbaskami z marketu, „arystokracja” odżywia się bardziej koszernie, czyli zdrowo. Podpiwszy, wraca jednak do korzeni…

(j.b.)

Uroczystości w Majkowie

(22.10.2014)

W minioną niedzielę, 19 października, miały miejsce uroczystości patriotyczno – religijne w Majkowie k. Wąchocka. W setną rocznice pobytu w tych okolicach komendanta Józefa Piłsudskiego odsłonięto upamiętniający to wydarzenie obelisk i tablicę przypominającą legionistów z terenu gminy Skarżysko Kościelne, której częścią jest Majków. Uroczystości poprzedziła Msza święta w intencji Ojczyzny.  Licznie przybyli  kombatanci, poczty sztandarowe, Strzelcy, samorządowcy oraz okoliczni mieszkańcy. Promotorem przedsięwzięcia jest Pani dr hab. Urszula Oettingen z uniwersytetu w Kielcach. Przypominamy, że Pani Urszula Oettingen kandyduje do sejmiku wojewódzkiego z listy Prawa i Sprawiedliwości.

http://tsk24.pl/wydarzenia-w-powiecie/9039-odslonili-pomnik-jozefa-pilsudskiego-w-majkowie

Frajerzy się budzą

(21.19.2014)

Minister Sawicki z PSL nazywając  polskich rolników frajerami (a wiec tych, którym przysięgał służyć i którzy go utrzymują) powiedział głośno to, co od lat praktykuje zdegenerowana władza, tak państwowa, jak i samorządowa.  Spójrzmy na praktyki w naszej gminie. Najbiedniejsi płacą podatki, najzamożniejszym umarza się je, pieniądze kieruje się na inwestycje dla wybranych – „swoich”, reszta ma radzić sobie sama, choćby z kanalizacją.  Etatami obdarza się zaufanych, frajerzy mają do wyboru Warszawę, Niemcy lub Anglię (byleby tu wracali z pieniędzmi i płacili  je w formie podatków na utrzymanie owej szemranej arystokracji). „I tak ma być” – wyraził się jeden z biznesmenów,  którego przygody biznesowe zasługują na powieść sensacyjną (kto wie…?).   Tak jednak nie musi być.  Obserwując kosztowną kampanię wyborczą,  wypada zadać sobie pytanie – skąd pieniądze na nią? Jeśli z publicznej kasy – to znaczy, że są nasze i zostały skradzione, a jeśli od biznesu, to za co?  Co i komu obiecano? Tuz przed wyborami postaramy się przynajmniej niektóre kontrakty wyborcze przybliżyć…

(red)

 

Czy te liczby mogą kłamać? Chyba tak…

(20.10.2014)

Wpadła mi w ręce ulotka wyborcza rządzącej Bodzentynem  od ćwierćwiecza „grupy trzymającej władzę”.  Ulotka prezentuje efektowne liczby pozyskanych środków na tutejsze inwestycje na przestrzeni ostatnich dwóch kadencji (2006 – 2014).  Owe liczby - miliony i tysiące  są imponujące! Zawsze byłem sceptykiem i słabym matematykiem więc postanowiłem powstrzymać się od komentarzy i sięgnąć do źródeł – chyba wiarygodnych, bo spoza kręgu bezpośrednio zainteresowanych. 

Źródło pierwsze – to prestiżowy ranking prestiżowej „Gazety Prawnej” z 2009 r., (czyli z połowy owego „chwalebnego” okresu) „Europejska Gmina – Europejskie Miasto”, prezentujący wykorzystanie środków unijnych w przeliczeniu na jednego mieszkańca. Gmina Bodzentyn znalazła się na 90 miejscu z kwotą 3398 zł. To nie było ostatnie miejsce, za nami jeszcze Ruda Maleniecka i parę innych  gmin.

No ale to było kilka lat temu, sięgnijmy do nowszych opracowań. Przede mną  ranking zamożności świętokrzyskich gmin sprzed półtora roku. W powiecie kieleckim Bodzentyn jawi się tu jako prawie najbiedniejsza gmina (tuż za Mniowem) z dochodem własnym na jednego mieszkańca wynoszącym zaledwie 475 zł. (por.  http://www.echodnia.eu/apps/pbcs.dll/article?AID=/20121207/POWIAT0114/121209257 )

Można by dalej jeszcze przerzucać się liczbami, tylko po co? Po latach naszej obecności w Unii wykorzystanie funduszy europejskich nie jest już problemem. Chyba nawet burmistrz Krak nie wie, ilu zatrudnił pracowników, których zadaniem jest przygotowywanie stosownych projektów. Problem tkwi nie tyle w pisaniu projektów, co w tak zwanych „środkach własnych”, które trzeba wyłożyć i w dobrym wykorzystaniu środków europejskich – na inwestycje najpilniejsze i  w gospodarny sposób.  I tu mam wątpliwości. Gmina Bodzentyn organizowała środki własne przede wszystkim z kredytów, większość których została skonsolidowana z odroczeniem płatności. Przykładem bodzentyński rynek, na który wyłożono 9.5 mln. zł. , z czego własną cześć skredytowano, odraczając płatności. Jedynym zmartwieniem naszych samorządowców stało się uruchomienie kredytów i pilnowanie by nie przekroczyć magicznej bariery 60%, bo wtedy bankierzy powiedzą „stop!”. W tym celu zlikwidowano zakład komunalny, włączając jego aktywa do budżetu.  No i próg znacznie obniżono, ale ile w ten sposób stracono, chociażby uniemożliwiając własnemu przedsiębiorstwu normalne funkcjonowanie (korzyści podatkowe, przetargi, itp.)? Cóż, jaki gospodarz – taka ekonomia.

Tak więc liczby wypada zostawić w spokoju, bo żonglerka nimi trąci groteską, fotografie przepłaconych inwestycji, w dodatku przed weryfikacją ze strony zimy – również.

Piotr Opozda

Kampania na etapie kiełbasek

(19.10.2014)

Dzisiejszym festynem na bodzentyńskim rynku kampania wyborcza wkroczyła w nową fazę – kiełbasianą. Zakończył się w ten sposób najzdrowszy, bo warzywny etap samorządowej batalii. Rozdawano jabłka, marchewkę, a ostatnio kapustę… Zabawnym momentem owej kapuścianej polityki stało się zdarzenie w jednej z wiosek. Kobieta, która już otrzymała główkę kapusty, kierując się wrodzoną uczciwością, powiedziała darczyńcom, że zamierza głosować na Skibę… Odebrano jej kapustę.  Na pocieszenie przypominamy dumnej pani starą ludową piosenkę:

„Kapusta ma drobne liście

Nie daj głosu aferzyście” Oczywiście, ktokolwiek by nim był…

Przypomina mi się w tym miejscu czyszczenie rowów w Dąbrowie sprzed kilkunastu dni. Rowy czyścił  kielecki właściciel dróg, ale bodzentyński samorząd ufundował dreny. Burmistrz osobiście więc asystował pracom drogowym („niech widzą, kto robi”), ale również dlatego, żeby  dla zadeklarowanych przeciwników zabrakło dren …

A więc od dzisiaj mamy etap kiełbasek, za które rzecz jasna sami zapłacimy jako podatnicy (podobnie jak za dreny). Czy śladem poprzednich kampanii, gdzieś za dwa tygodnie wejdziemy w etap gorzelniany? Wielu ma taką nadzieję, choć słyszę już głosy, że „kiełbasę zjemy, wódką popijemy, a i tak wiemy jak zagłosujemy”!

PO

Nasza składka na etaty w związku gmin (i nie tylko)

(18.10.2014)

Niewiele osób w naszej gminie zna dokładne dane na temat liczby zatrudnionych w miejscowej administracji, a to chyba dlatego, że burmistrz czuje podskórnie, że jest ich trochę za dużo i nie chce się chwalić liczbami… W Związku Gmin Gór Świętokrzyskich tylko z terenu naszej gminy jest kilka etatów, a składamy się na nie wszyscy, bowiem płacimy składkę po 2.50 rocznie (wszyscy hurtem – od poczęcia do śmierci). To dobrze, że władze dbają o ograniczenie bezrobocia, ale fundusz jakby nie ten…

Znany samorządowy periodyk „Wspólnota” opracował ranking samorządów najbardziej i najmniej zbiurokratyzowanych. Okazuje się, że województwo świętokrzyskie, rządzone od lat (tj. od początku istnienia) przez PSL  ma jedno z „czołowych” miejsc  jeśli chodzi o największe wydatki na administrację (por.  http://www.wspolnota.org.pl/fileadmin/formhandler-download/Ranking_-_wydatki_na_administracje__.pdf )

Bodzentyn przeznacza na administrację w skali roku 293 zł w przeliczeniu na jednego mieszkańca. No i co ważne, w ciągu 10 lat te wydatki znacznie wzrosły. O ile w 2002 r. było stosunkowo nieźle, bo pośród podobnej wielkości miast był na 38 miejscu pod względem oszczędności tych wydatków, tak w 2013 r. już na 87, czyli bliżej końca. Trudno się dziwić, skoro przed i po kolejnych wyborach rządząca grupa etatami pozyskiwała głosy, bądź spłacała wyborczy dług…  Czy przyszły burmistrz powstrzyma tę tendencję i ograniczy koszty administracji? Wydaje się, że będzie musiał, żeby bronić się przed upadłością, choć nie wyobrażam sobie D. Skiby zwalniającego z pracy, a już raczej wykorzystującego uprawnienia emerytalne swoich pracowników. Cóż, okaże się wkrótce.  

(PO)

Sondaż

(18.10.2014)

W połowie października przeprowadzony został sondaż preferencji wyborczych na terenie gminy Bodzentyn.  Okazuje się, że 49 % respondentów chce oddać głos na Dariusz Skibę, 34% – Marka Kraka, zaś 17% uchyliło się od odpowiedzi.

(red)

 

Św. Jan Paweł II patronem Bodzentyna?

(11.10.2014)

Na sesji Rady Miejskiej w Bodzentynie w dniu 10 października br. wyrażona została wola ustanowienia św. Jana Pawła papieża patronem Bodzentyna. Na sesji obecny był ks. proboszcz Leszek Sikorski oraz seniorzy Towarzystwa Przyjaciół Bodzentyna - inicjatorzy przedsięwzięcia.. Przynajmniej  w tym momencie, bowiem po raz pierwszy z identycznym projektem  już 10 lat temu wystąpił Pan Marian Rembelski.  U niektórych radnych i mieszkańców Bodzentyna podjęcie tej inicjatywy właśnie teraz rodzi uzasadnione obawy, ze jest to próba instrumentalnego wykorzystania kultu św. Papieża w doraźnej rozgrywce wyborczej, że piękna inicjatywa kłóci się z jarmarczną atmosferą przedwyborczą.  Tym bardziej, że owi seniorzy – inicjatorzy jako onegdaj pedagodzy, dyrektorzy i sekretarze partii komunistycznej, delikatnie mówiąc, dalecy byli od krzewienia wiary, a nawet starali się zwalczać tzw. „propagandę religijną”. Jako uczeń tutejszego liceum pamiętam obecność ówczesnego kardynała Karola Wojtyły w Bodzentynie podczas nawiedzenia kopii Jasnogórskiego Obrazu. Dzisiejsi propagatorzy kultu Świętego bardzo wówczas zadbali  o naszą regulaminową  obecność w szkole i dystans wobec tych ważnych kościelnych uroczystości… O późniejszej gorliwości w usuwaniu tzw. „emblematów religijnych”  przez grzeczność nie będę się rozpisywał. Dobrze, że nawrócili się, szkoda, że przeoczyłem skruchę i przeproszenie choćby uczniów za ówczesną ideologiczną  nadgorliwość…

 A jednak, mimo owych wątpliwości co do kontekstu samej inicjatywy, jest ona cenna, godna poparcia i duchowego zaangażowania. Kardynał Karol Wojtyła, później również jako  papież Jan Paweł II, był godnym spadkobiercą św. Stanisława, broniąc ładu moralnego i prawdy w życiu społecznym i publicznym, a te są obecnie tak bardzo potrzebne i pożądane, że trudno o lepszego Orędownika. W Bodzentynie również. Jeżeli ktoś pojmuje patronalną obecność św. Jana Pawła jako dekorację i przystawkę do powagi miasta i swojego superego, że o bardziej przyziemnej motywacji już nie wspomnę, to znaczy, że niewiele rozumie… Patron jest przede wszystkim Przewodnikiem, a więc ci, którzy go o to przewodzenie poprosili muszą się liczyć z konsekwencjami. Na początek mogą to być trudne pytania o uczciwość  w zarządzaniu, o wyrządzone ludziom  krzywdy, wreszcie o uczciwość wobec samego siebie… Na ów wewnętrzny dialog gotowy powinien być każdy, ale w wymiarze publicznym (a z takim tu mamy do czynienia) w pierwszym rzędzie osoby publiczne.

Piotr Opozda

Bodzentyn spolaryzowany

(5.10.2014)

Na początek istotna informacja: w żaden sposób, ani pośredni, ani bezpośredni, nie jestem zaangażowany w trwającą kampanię wyborczą, a więc poniższe uwagi są wyłącznie luźną refleksją  niejako  o b o k  tej kampanii.  

Na stronie komisji wyborczej można zauważyć, że z gminy Bodzentyn, choćby w porównaniu do sąsiedniego Pawłowa, zarejestrowano niewiele pozapartyjnych list wyborczych, praktycznie dwa – dotychczasowego burmistrza M. Kraka („Nasza Mała Ojczyzna”) i prawdopodobnego przyszłego burmistrza Dariusza Skiby („Przyjazna Gmina”). Świadczy to o silnej polaryzacji – z jednej strony dotychczasowa władza, z drugiej – jej przeciwnicy. Jest to bardzo charakterystyczny podział, bo dowodzący tak znacznego wyobcowania władzy, że jej usunięcie uważane jest za warunek jakichkolwiek zmian. Trudno się dziwić, po 20 latach niepodzielnego rządzenia, tutejsza sitwa ukorzeniła się i obrosła krzakami niczym od lat nie czyszczone rowy przy miejscowych drogach… Długowieczność bodzentyńskiego burmistrza sprawia, że  wyodrębniła się bardzo duża grupa ludzi, w tym tzw. „biznesowa”, która jest zainteresowana trwaniem Kraka. Tym bardziej, że  stosuje on skuteczną metodę wiązania ze sobą ludzi – „teraz nie mogę tego przeprowadzić, ale po wyborach…”. Po wyborach też „TEGO” nie przepchnie, ale wówczas podzieli się za to odpowiedzialnością z opozycją...

Dariusz Skiba - przeciwnik Kraka jest w doskonałej sytuacji, bo nie musi wysilać się z programem. Wystarczy, że rywalizuje z Krakiem. Zresztą, nie program jest istotny, a ludzie, którzy będą go realizować. No i tu jest loteria, ale wyjścia nie ma – Krak jest nie do zaakceptowania. Z kilku powodów. Dla mnie najważniejszy – to wiarołomstwo. Nawet od domorosłego polityka z Bodzentyna wymagać należy elementarnej odpowiedzialności za słowo, podczas gdy Marek Krak ma z tym poważny problem, od lat bezskutecznie ściga się z prawdą. Zaczął ów wyścig w 1994 roku, ubiegając się o stołek wójta, a potem weszło mu to już w krew. Wtedy, przed 20 laty, wstydził się jeszcze trochę i gdy  popełnił pierwsze polityczne „cudzołóstwo” z Józefem Szczepańczykiem założył ciemne okulary, teraz już nie musi,  chociaż…? O późniejszych przykładach długo można by  mówić, ale chyba już nie warto...  Pisze to jedynie ku przestrodze  tych nielicznych jeszcze naiwnych – nie wierzcie mu, on dotrzymuje słowa tylko wtedy, gdy mu się to opłaci.

Innym powodem konieczności zmiany burmistrza jest jego uwikłanie wobec niektórych współpracowników. Zwycięstwo przed ośmiu laty zawdzięczał min. sukcesowi we Wzdołach, a jego autorką była miedzy innymi Pani Adela Gołębiowska. Odwdzięczając się, dał jej stanowisko sekretarza UMiG, a po ostatnich wyborach wdzięczność została jeszcze uzupełniona o posady dla rodziny. Uhonorował również inne „zasłużone” osoby i choć jest to jakieś nadużycie, to z punktu widzenia interesu mieszkańców nie byłoby tragedii, gdyby to byli ludzie kompetentni, a tak niestety nie jest. To najzwyklejsze BMW (bierni, mierni, ale wierni). O byłej skarbniczce Pani Iwan można było wiele powiedzieć, ale nie to, że jest niekompetentna, podczas gdy obecna triada: Krak, Kozera, Gołębiowska wprost ośmiesza nawet wiejsko – miejską gminę.. Tego zdania są nawet ich partyjni koledzy z Adamem  Jarubasem i Józefem Szczepańczykiem na czele. Formalnie popierają, ale jednocześnie nie ukrywają zażenowania i zniecierpliwienia, mając w zanadrzu przygotowanego sukcesora.   Dlatego nie zmartwią się klęską Kraka. Co się takiego stało z tym człowiekiem, że zatracił zwykły instynkt, nie wiedząc, kiedy odejść? W rozmowie z dziennikarzem kieleckiej gazety stwierdził, że to „opozycja zmusza go do kandydowania”. Obawiam się, że to nie opozycja, a pewna stara jednostka chorobowa zwana potestas.

I w ten oto sposób dotarliśmy do ostatniego powodu, dla którego należy podziękować panu Krakowi. Trzeba mu po prostu dać szanse na lepsze zdrowie.

Powtórzę to, co już napisałem: Nie wiem, czy Dariusz Skiba będzie dobrym burmistrzem, bo nikt tego nie wie, nawet on sam, ale jako jedyny miał odwagę zmierzyć się z Krakiem. Jako radny powiatowy (nawiasem mówiąc, szkoda, że nie odciął się od peowskiej kliki) wykazał się wrażliwością i otwartością na ludzi, a jako człowiek wykazał się osobistym charakterem i niezależnością myślenia, a więc rokuje dobrze. Zresztą, jeśliby podobnie jak onegdaj Krak, zbiesił się,  nie może liczyć na taryfę ulgową, choć wierzę, że da mi w końcu odpocząć od polemiki…  

Piotr Opozda

Opieczętowani

(7.10.2014)

Kieleckie „Echo Dnia” podało informację, że burmistrz Marek Krak uzyskał poparcie PiS w wyborach na burmistrza Bodzentyna. Na powiatowej konwencji tej partii w Piekoszowie poseł Lipiec rzucił hasło „odsunięcia PSL od władzy w regionie”, a zaraz potem stwierdzono, ze w wielu gminach, w tym w Bodzentynie partia ta udzieli poparcia dotychczasowym włodarzom, bo „są dobrzy i sprawdzeni, a wiec nie ma powodu ich zmieniać”. Pominięto fakt, że owi włodarze są albo członkami PSL (jak choćby Krak), albo z PSL ściśle współpracują. Oczywiście, w argumentację, że poparcie dla Kraka bierze się stąd, „że jest dobry” nie wierzy ani Lipiec, ani nawet on sam. Po prostu peregrynacja radnego Michalskiego po gminie Bodzentyn w poszukiwaniu kandydata zakończyła się niepowodzeniem, a związku z tym dobito targu z Krakiem. Ten obiecał, że zorganizuje PiS- owi głosy w wyborach do rady powiatu, a w zamian otrzyma poparcie w wyborach na burmistrza. Tak więc Krak będzie nabijał głosy i dla PSL (no bo jest członkiem i obiecał Szczepańczykowi) i konkurencyjnej liście PiS (no bo obiecał Lipcowi). Być może obiecał również SLD i Platformie (choćby w zamian za abolicję po wygranej Skiby). On obieca wszystko i wszystkim, jest gotów zapłacić każdą cenę (byleby nie w gotówce, a fikcyjnym czekiem), aby ratować stołek. Normalne to nie jest…

Zastanawia owa wiara w moc pieczątki. W czasie Powstania Styczniowego pieczęć Rządu Narodowego miała magiczną moc, ale dlatego, że nikt wówczas nie wiedział, kto jej używa… Teraz już wiemy, że za pieczątką z nazwą partii stoi gdzieś daleko lider i pewne wartości, ale w wyborach samorządowych  - to przede wszystkim paru facetów , którzy chcą zachować diety radnych, a którzy przez kilkanaście lat jeżeli coś zrobili, to … dla siebie. I tu nie ma różnicy miedzy PSL, Platformą, SLD, a PiS. Wszyscy oni gonią tego samego królika.  Przekonanie, że ludzie tylko dlatego zagłosują na kogoś, bo opieczętował się różnymi pieczęciami i w zależności od tego z kim rozmawia pokazuje raz zieloną, innym razem biało –czerwoną jest dla wyborców obrażające. Już za to samo należy się podczas wyborów czerwona kartka, czego życzę i panu Krakowi i wszystkim partyjnym hochsztaplerom.  

Piotr Opozda

powered by QuatroCMS