O nas
Nowe
Felietony
Artykuły
Kurier Święt.
Kronika 2018
Historia
Kalendarz
Galeria
Antyreklama
Kontakt
Polecamy
Forum
Archiwum
  
Kurier Święt. »  Kurier Świętokrzyski » Kurier Świętokrzyski,2013,nr 11
Treść artykułu:

Smutny los ubezwłasnowolnionych…

(14.12.2013)

Dyrektor Szkoły Podstawowej w Psarach przywykł już chyba do sali sądowej, goszcząc w niej ostatnio częściej, niż w kuratorium. Od lipca do września br. spowiadał się sądowi ze zwolnienia z pracy Pana Marka L., obecnie tłumaczy się za zwolnienie swojej poprzedniczki – Pani Zofii S. Przypomnijmy, sprawę z Markiem L. faktycznie przegrał, bowiem sąd uznał, że miały miejsce poważne nieprawidłowości, że pozbawienie pracy wspomnianego nauczyciela było aktem zemsty za obronę szkoły. W przypadku Pani Zofii S. sprawa dopiero się zaczęła, więc na obecnym jej etapie trudno  wyciągać konkretne wnioski.

Na marginesie tej sprawy ujawnia się jednak opłakany stan gminnej oświaty pod rządami dwóch  burmistrzów – uśpionego  inżyniera Marka Kraka i uśpionego nauczyciela Mariusza Kozery, Z lektury oświadczenia złożonego przez Panią Zofię S. w sądzie wynika bardzo charakterystyczne podejście ze strony burmistrzów do ludzii, zwłaszcza podwładnych, ale nie tylko. Wygląda na to, że w ich świadomości utrwalił się podział na „naszych” i „obcych”. Jeśli dyrektor lub nauczyciel (czy w ogóle mieszkaniec gminy) jest „nasz”, to jest profesjonalny, uczciwy, lojalny. Jeśli jest „obcy”, to jest głupi, nieuczciwy i podejrzany. Taką „obcą”  stała się w szkole w Psarach najpierw  jedna z nauczycielek, którą wiceburmistrz polecił zwolnic z pracy (powodem stało się jej zaangażowanie w kampanii wyborczej po stronie konkurencji). Nauczyciele wykazali solidarność z szykanowaną koleżanką, co spowodowało, że cała szkoła otrzymała opinie najgorszej, a kiedy za szkołą stanęli murem rodzice, to za „trefną” uznano całą wieś… Wiceburmistrz, znany z nonszalancji wobec pań (zwłaszcza tych, które przytakują i przymilają się ciastem i kawą) wobec tych, którzy się nie kłaniają zbyt nisko lub otarli się o jego kostkę, potrafi być kąśliwy i złośliwy. Pani Zofia S. miała ponoć ustawicznie doświadczać owej „szorstkiej współpracy”. Została dyrektorką szkoły w okresie zawieszenia burmistrza Kraka w obowiązkach (za niedopełnienie powinności), a więc otrzymała angaż wbrew woli jego i zastępcy. Nigdy jej tego nie wybaczono (to taki pospolity uraz ludzi chorych na władzę). Nie wiem jaką była dyrektorką, ale z pewnością nie gorszą od tej z Leśnej, ale w odróżnieniu od przymilnej dla burmistrzów Pani Anny, a w związku z tym w ocenie Pana Kozery „operatywnej i doświadczonej”, musiała być jako „obca” - najgorszą, mimo, że bardzo (może aż za bardzo)  starała się o poprawne relacje… Kontrole nie opuszczały szkoły, próbowano narzucać zatrudnianie nauczycieli, a zwalnianie innych…

Kiedy dwa lata temu burmistrz rozpętał kampanię na rzecz likwidacji szkoły i nastąpił poważny konflikt społeczny, dyrektorka szkoły nie wytrzymała presji, popadając w chorobę. Tak więc ci, którzy odpowiadali za opłakany stan szkół, którzy traktowali je zawsze jako miejsce do zatrudniania swoich priżopnikow i olewali dobro dzieci, poszukiwali kozłów ofiarnych dla „przykrycia” swojej prywaty i nieudolności. Dyrektorka, która idzie na zwolnienie lekarskie w okresie krytycznej walki o szkołę doskonale do tej roli się nadawała. Nikt nie zadał sobie pytania, dlaczego jej następca błyskawicznie zarejestrował działalność gospodarczą, przygotowując się do przejęcia szkoły? Zapomniano również o incydentach związanych z postępowaniem żony dyrektora, również nauczycielki szkoły (o sprawie rozpisywała się wówczas prasa). Murem za dyrektorową stanął, a jakże, wiceburmistrz Kozera (wiadomo, „swoja”) i sprawa kończy się jedynie  przeniesieniem do innej szkoły. Chwilowo zresztą, bo po zwolnieniu Marka Lachowskiego mogła powrócić do mężowskiej szkoły. Dyrektor bardzo  pocił i gimnastykował się w sądzie, długo nie mogąc zeznać, ze rekompensował małżonce dawne „upokorzenia”, przydzielając jej etat. Zapewne  usatysfakcjonowani są również panowie Krak z Kozerą. Znowu będzie można za publiczne pieniądze zrobić akademię spotkać się z rodzicami, płaczliwym głosikiem zaprezentować swoja „dobrą wolę” i zrobić wyborczą agitkę. I o to przecież chodziło. Dla pewnych  ludzi jest tylko jeden cel – władza,  rozumiana jako potrzeba tyleż psychologiczna, co egzystencjalna, czyli micha. Dla niej są w stanie na bardzo wiele… Kto odstawi ich od tej miski, zrobi przede wszystkim przysługę im samych, czego wam Panowie z serca życzę na nadchodzące święta.

Piotr Opozda

 

 

Zimy tez się nie boją…

Zima jeszcze na dobre do nas nie zawitała, a skutki jej działań już odczuwamy  w większym lub mniejszym stopniu w całym kraju. Cóż, matka natura rządzi się własnymi prawami, możemy narzekać, oceniać jej „działania” negatywnie, ale najwyżej możemy przygotować się do zminimalizowania jej skutków. I tu rola gospodarzy, który w takiej właśnie chwili powinni przynajmniej starać się organizować życie ludzi w regionach dotkniętych skutkami jej kaprysów. Niestety, kolejny już raz włodarze naszej gminy lekkomyślnym rzutem na taśmę przygotowali przetarg na utrzymanie dróg gminnych w okresie zimy. Na przysłowiowego  chybcika sporządzono więc stosowne ogłoszenie (stąd tak wiele dodatkowych informacji do przetargu na bip) w celu wyłonienia oferenta. Jednak do tego też można się przyzwyczaić jak do budowania, przebudowywania dróg w zimę. Jednak w tym konkretnym przypadku, dosłownie już bez żadnych zahamowań, postarano się dać przysłowiową „delicję” swojakom. Ktoś pomyśli, że mam obsesję na samą myśl o gminnych przetargach. No cóż, może, zważywszy jednak na okoliczności, jak inaczej można odczytać informację o wyłonionym przetargu, z którego wynika, że odpowiedzialność za utrzymanie dróg w okresie zimowym 2013/2014 w należytym porządku „spadnie” na firmę Pani Agnieszki Smolińskiej  (Śniadka Trzecia), dziwnie spokrewnionej z pracownikiem Urzędu Miasta i Gminy, ze o innych konotacjach nie wspomnę… Cóż, gmina Bodzentyn jest mała i takie, czy przypadki zdarzyć się mogą, rozumiem.  Pomijam już kwestie etyczne z tej prostej przyczyny, że w standardach gminnego urzędu od dawno są obecne raczej od święta, o czym pisaliśmy niejednokrotnie i powtarzać się nie będziemy.

Kolejna wątpliwość - to kwota, za jaką wyłoniono kontrahenta - 53.055,72 zł. Usługodawca za takie pieniądze musi obsłużyć około 49 km dróg gminnych i miasto Bodzentyn (zgodnie ze specyfikacją).

Na marginesie utrzymanie podobnej długości dróg w gminach ościennych, np. w Szydłowcu w latach 2012/2013 to koszt 200 tys. zł.

Ta akurat wątpliwość może zostać rozstrzygnięta po 30 kwietnia 2014 r. w postaci tzw. aneksu do umowy, uwzględniającego tzw. prace dodatkowe. Manewr taki często stosują wszystkie bez wyjątku samorządy, a nasz już ma na tym polu  bogate doświadczenia jak w przypadku rozbudowywanych szkół gminnych. W ogólnym rozrachunku koszty mogą okazać się, więc wyższe o jakieś 150-200 tys. zł. Ale zapłacą przecież podatnicy w przyszłym roku budżetowym, w końcu są dojną i cierpliwą  krową.

P.S.

Jako dodatkową ciekawostkę, rzeczonego profesjonalizmu, a raczej wydolności firmy wyłonionej w przetargu niech posłuży to zdjęcia, zrobione w jednej z miejscowości w dniu 07 grudnia 2013r. w godzinach wieczornych. Bez komentarza. 

P.G.

powered by QuatroCMS