O nas
Nowe
Felietony
Artykuły
Kurier Święt.
Kronika 2018
Historia
Kalendarz
Galeria
Antyreklama
Kontakt
Polecamy
Forum
Archiwum
  
Artykuły »  lista artykułów » Leszek Moczulski: Oświadczenie po wyroku Sądu Najwyższego
Treść artykułu:

Leszek Moczulski

ul. Jaracza 3 m. 4

00-378 Warszawa

 

Warszawa, 24 kwietnia 2008 r.

 

O ś w i a d c z e n i e

 

Czuję się w obowiązku przedstawić publicznie mój stosunek do Wyroku Sądu Najwyższego z 18. 04. 2008 w mojej sprawie lustracyjnej.

1.

Sąd Najwyższy oddalił kasację od wyroku Sady Apelacyjnego, ponieważ uznał, że nie doszło do rażącego naruszenia prawa, a tylko to takie naruszenie pozwala na uchylenie wydanego orzeczenia. Pozostałych zarzutów kasacyjnych, w tym kwestii merytorycznych, Sąd Najwyższy nie badał.

Sąd Najwyższy nie uznał za rażące naruszenie prawa następującej sytuacji:

W 1999 r. sędzia Kaniok, wyznaczony na sprawozdawcę w składzie sędziowskim, powołanym dla rozpatrzenia mojej sprawy, wystąpił w roli śledczego-prokuratora, przeprowadzając swoiste postępowanie przygotowawcze, a mianowicie w archiwum MSW wyszukiwał materiały archiwalne, mające świadczyć, że byłem TW. W 2000 r. skład sędziowski został rozwiązany, a do nowego sędzia Kaniok nie został powołany.

W 2002 r. sędzia Kaniok był sprawozdawcą w składzie sądu II instancji, rozpatrującej apelację Rzecznika Interesu Publicznego od wyroku sądu I instancji, uniewinniającego mnie od zarzutu kłamstwa lustracyjnego i stwierdzającego m.in., że w teczkach znajdują się dowody fałszerstw. Sąd II instancji uznał zasadność apelacji i skierował sprawę do ponownego rozpatrzenia.

W 2005 r. sędzia Kaniok był przewodniczącym składu sędziowskiego oraz sprawozdawcą w Sądzie II instancji, rozpatrującym apelację lustrowanego od wyroku sądu I instancji, uznającej mnie za kłamcę lustracyjnego. Sąd II instancji oddalił apelację.

Jest niewątpliwe, że sędzia Kaniok najpóźniej w 1999 r. podczas wyszukiwania i selekcjonowania materiału dowodowego wyrobił sobie przekonanie, że lustrowany współpracował z SB, ponieważ gromadził materiały, które miały o tym świadczyć. Opinii tej nie zweryfikował podczas rozpatrywania pierwszej apelacji, bowiem jej oddalenie nastąpiło ze względu na uchybienia formalna, a sąd w podkreślił, że wstrzymał się od merytorycznej analizy materiałów dowodowych. Podczas drugiej apelacji sędzia Kaniok zdecydował się na uzupełnienie materiału dowodowego, ale gdy powołani przez niego b. funkcjonariusze SB raczej podważali niż potwierdzali oskarżenie, zrezygnował z przesłuchania ostatnich formalnie wezwanych.

Wytworzył się następujący stan rzeczy: przekonany o winie lustrowanego sędzia Kaniok zbiera materiały dowodowe na uzasadnienie tej tezy przed rozpoczęciem postępowania sądowego, a następnie dwukrotnie wyrokuje w końcowym rozstrzygnięciu sprawy, badanej w trybie dwuinstancyjnym. Za pierwszym razem sędzia Kaniok broni trafności dokonanego przez niego wyboru materiału dowodowego i nie dopuszcza do uprawomocnienia się wyroku uniewinniającego, a za drugim chroni również prawidłowość orzeczenia, w jakiego wydaniu uczestniczył poprzednio. Powstaje sytuacja, która może sprawiać wrażenie, że jedna osoba kontroluje od początku, do końca całe postępowanie lustracyjne.

W moim głębokim przekonaniu doszło do rażącego naruszenia prawa. Szczególnym tego dowodem jest fakt, że przewodniczący rozprawie kasacyjnej sędzia Grubba w trakcie ustnego uzasadniania wyroku uznał, że podniesione przez obrońcę zagadnienie braku bezstronności sędziego miało zostać przedstawione, jako problem prawny, poszerzonemu składowi Sądu Najwyższego – a mianowicie w zakresie czy jest to bezwzględna przyczyna wyłączenia sędziego. Wprawdzie kodeks postępowania karnego nie opisuje literalnie takiej wyjątkowej sytuacji – jak wielu innych, do których teoretycznie dojść nie powinno, ale wynika ona z samego ducha przepisu. Zwłaszcza, że w Sądzie Lustracyjnym nie brakowało Sędziów Sądu Apelacyjnego, uprawnionych do orzekania w II instancji.

Dodatkowe znaczenie ma fakt, że niejako głównym biegłym, na którego opiniach opierał się sąd, był płk Z. Otóż biegły ten na przełomie 1991/92 został powołany na dyrektora Archiwum MSW i pomagał zbierać materiały do tzw. listy Macierewicza, a w 1999 r. współpracował z sędzią Kaniokiem przy zbieraniu materiałów wspierających tezę oskarżenia; później przeniósł się do Biura Rzecznika Interesu Publicznego, a obecnie – jak ostatnio doniosła prasa – jest członkiem stworzonej przez A. Macierewicza komisji do spraw weryfikacji funkcjonariuszy WSI. Przynajmniej okresowo biegły Z. pozostawał w zależności służbowej od osób, które formalnie, albo faktycznie występowały wobec mnie w roli oskarżycieli.

Aby uniknąć jakiejkolwiek wątpliwości w przedstawianiu nietypowego przebiegu mojej sprawy, dodatkowo wyjaśniam, że postępowanie lustracyjne, w końcu 1999 r. przebiegające w dość intensywnym tempie, zostało nagle przerwane w początku 2000 r., bezpośrednio po wpłynięciu do sądu ekspertyzy biegłego z Zakładu Kryminalistyki MSW, stwierdzającej, że podpis LMoczulski, znajdujący się pod maszynopisem doniesienia znajdującego się a aktach sprawy, był niewątpliwie sfałszowany. Niewiele później skład sędziowski został rozwiązany, ponieważ występujący w mojej sprawie zastępca Rzecznika Interesu Publicznego oskarżył przewodniczącego składu – sędziego Bareję o kłamstwo lustracyjne. Sędzia Bareja został w dwu kolejnych instancjach uniewinniony, ale szczegóły tej sprawy są nieznane, bo niedługo po tym zmarł.

2.

Sąd Najwyższy wyjaśnił, że nie mógł rozpatrywać następującego argumentu obrony: adwokat podniósł, że gdyby nawet przyjąć, iż lustrowany był TW, to zgromadzony materiał dowodowy dowodzi, że nie skrzywdził nikogo, a w szczególności nie przyniósł jakiejkolwiek szkody strukturom i działaczom opozycyjnym. Otóż, wyjaśnił sąd, ustawa lustracyjna nie przewiduje badania stopnia szkodliwości czynu, co nie pozwala uznać takich argumentów na przesłankę do ewentualnej kasacji wyroku.

W niniejszej sprawie nie chodzi jednak o stopień szkodliwości, lecz o to, czy do jakiejkolwiek szkodliwość doszło. Chodzi również o samo pojecie współpracownika. TW był niejako pomocnikiem funkcjonariusza SB, lojalnie współpracował z nim, dostarczając informacji bądź materiałów, które mogły obciążyć inny osoby czy też ich grupy, względnie tworzone przez nie struktury. Jeśli niczego takiego nie dostarczał, trudno go uznać za współpracownika; mógł najwyżej pozorować współpracę, czyli w istocie szkodzić SB, utrudniać jej pracę.

3.

Sąd Najwyższy uznał, że odrzucenie wniosku kasacyjnego nie prowadzi do przekreślenia drogi życiowej lustrowanego, gdyż w drugim postępowaniu sądy I i II instancji zgodnie stwierdziły, że był on tajnym współpracownikiem SB tylko w latach 1969-77, a poczynając od 1977 wybitnym i zasłużonym przywódcą opozycyjnym, represjonowanym wieloletnim więzieniem.

Sąd wstrzymał się jednak od wyjaśnienia niezrozumiałego faktu, w jaki sposób człowiek, który wiernie służy satelicko-komunistycznemu systemowi, nagle w ciągu niemalże jednego dnia (Sąd Apelacyjny określa, że nastąpiło to 2 kwietnia 1977) staje się wybitnym przywódcą opozycyjnym, cieszącym znacznym autorytetem współtwórcą jej zorganizowanych struktur. Są pozostawił bez wyjaśnienia zagadkę psychologiczną, co mogło być źródłem takiej nagłej przemiany. Jeszcze trudniej przychodzi wyjaśnić, skąd wziął się nagle autorytet lustrowanego, wystarczający, aby stanąć na czele znacznej części opozycji.

Skupiając się na analizie formalnej sprawy, Sąd Najwyższy przeszedł do porządku dziennego nad zgromadzonym w toku postępowania materiałem dowodowym. Ten zaś świadczy, że poczynając od lat pięćdziesiątych lustrowany był wielokrotnie represjonowany za różne poczynania, uznane za wrogie politycznie - w tym usuwany z pracy, trzykrotnie karany zakazem publikacji, a także osadzony w więzieniu i sądzony za przestępstwo polityczne (1957-58).

W okresie 1969-1977, kiedy miałem być współpracownikiem SB, doszło do następujących, w kontekście niniejszej sprawy bardziej jaskrawych wydarzeń:

- represje: dwie moje książki zostały publicznie potępione i wycofane z księgarń i bibliotek, a trzecią (byłem jej współautorem i redaktorem) wprost z drukarni skierowano na przemiał; wydano całkowity zakaz wydawania moich książek, oraz wszystkich innych publikacji poza tygodnikiem „Stolica” (redakcja tego czasopisma była nieformalnym miejscem zsyłki dla osób wcześniej więzionych z powodów politycznych albo o nie podejrzanych); nakazano całkowite odsuniecie mnie w redakcji „Stolicy” od tematyki historycznej albo innej, mającej znaczenie polityczne; przerwano mój przewód doktorski, który rozpocząłem na UMK pod kierunkiem prof. M. Wojciechowskiego (poprzedni przewód doktorski na UW faktycznie przerwało SB w 1957 r., konfiskując ukończony niemalże całkowicie tekst mojej pierwszej dysertacji doktorskiej, dotyczącej zresztą XVII w.).

- działalność opozycyjna potwierdzono w toku postępowania lustracyjnego: - w listopadzie 1973 r. zorganizowałem w Poznaniu w mieszkaniu p. E. Staniewiczowej pierwsze półjawne spotkanie opozycyjne, w którym uczestniczyło parędziesiąt osób, poświecone konieczności wznowienia czynnych działań na rzecz niepodległości; - w latach 1974-77 kierowałem tajną komórką nurtu niepodległościowego (nn) o kryptonimie Konwent, odpowiedzialną za przygotowanie powołania jawnej niepodległościowej partii politycznej, a także tworzenie struktur wstępnych, bardziej ogólnych programowo; - we wrześniu 1975 w mieszkaniu R. Szeremietiewa prowadziłem tajną naradę, na której postanowiliśmy przystąpić do bezpośredniego formowania jawnej struktury wstępnej o charakterze ruchu społecznego, zajmującego się obroną praw człowieka; - na przełomie zimy i wiosny 1976 r. w mieszkaniu M. Grzywaczewskiego uczestniczyłem w tajnej naradzie przedstawicieli kilku grup opozycyjnych, na której przyjęliśmy tekst dokumentu pt. „U progu”, inicjującego naszą wspólną działalność, oraz rozpoczęliśmy pracę nad tworzeniem tajnej bazy technicznej dla jawnej działalności opozycyjnej o nazwie Nurt Niepodległościowy (NN); - od przełomu wiosny i lata 1976 byłem członkiem czteroosobowej komórki kierowniczej NN o kryptonimie „Romb”; - w lipcu 1976 byłem redaktorem i głównym autorem programu minimum, tzw. „Programu 44”, kolportowanego począwszy od 6 sierpnia 1976; - na przełomie sierpnia i września 1976 r. uczestniczyłem w ustalaniu charakteru i zakresy tematycznego podziemnego pisma „U progu” (zaczęło wychodzić od końca września); - od końca lata 1976 uczestniczyłem w pracach nad formowaniem Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela; - od grudnia 1976 do 25 marca 1977 uczestniczyłem w rozmowach z przedstawicielami środowiska KOR (Kuroń, Lipski, Macierewicz i in.) na temat współpracy względnie wspólnego powołania ROPCiO; - w lutym 1977 nadałem ostateczny kształt inaugurującemu dokumentowi ROPCiO – „Apelowi” i przygotowałem inne dokumenty, dotyczące struktury i funkcjonowania Ruchu Obrony; - w lutym albo marcu 1977 przewodniczyłem I zjazdowi NN na strychu klasztoru Jezuitów, na którym m. in. przyjęta została Deklaracja Ideowa NN, przygotowywana przeze mnie w konsultacji z dr Józefem Rybickim; - 25 marca, po załamaniu się rozmów z KOR, uczestniczyłem w podjęciu decyzji o natychmiastowym ogłoszeniu powstania ROPCiO; - 26 marca uczestniczyłem w ostatnich rozmowach politycznych, m. in. z J. Kuroniem, a następnie w mieszkaniu A. Pajdaka prowadziłem jawną konferencję prasową, na której ogłosiłem powstanie ROPCiO; - w dniach 27 marca – 1 kwietnia 1977 uczestniczyłem w licznych pracach organizacyjnych (m. in. rozpocząłem formowania krajowej struktury jawnych tzw. biur ROPCiO, wyjeżdżając w tym czasie do Łodzi i Lublina), programowych i wydawniczych (rozpocząłem pracę nad wydawaniem „Opinii” - jawnego pisma poza cenzurą).

Praktycznie wszystkie z wyliczonych działań, a także liczne inne, w których uczestniczyłem, mogły być łatwo sparaliżowane przez SB, gdyby została wcześniej o takiej inicjatywie powiadomiona. Nic takiego jednak nie nastąpiło, o niektórych z nich SB nie dowiedziała się nigdy, o pozostałych ze znacznym opóźnieniem i nie ode mnie – czego w pełni dowodzą materiały zgromadzane w przedmiotowej sprawie Nawet relację o przebiegu jawnej konferencji prasowej SB zaczerpnęło z nasłuchu „Wolnej Europy”!

Odrębną sprawą jest szeroki i aktualny zakres mojej wiedzy dotyczącej działań opozycyjnych, w których fizycznie nie uczestniczyłem, albo podejmowanych przez inne środowiska i ugrupowania opozycyjne; w teczkach TW „Lech” brak najmniejszej wzmianki, aby TW „Lech” informował o tym SB.

4.

Postępowanie lustracyjne w mojej sprawie (tak zresztą jak we wszystkich innych) zostało wszczęte przez sąd na wniosek oskarżyciela publicznego, a mianowicie rzecznika interesu publicznego, który nie przeprowadził jednak postępowania przygotowawczego w trybie przewidzianym przez kpk ani nie sporządził aktu oskarżenia z uzasadnieniem. Było to przyczyną, że swoiste – i dalece nie pełne postępowanie przygotowawcze przeprowadził sędzia sprawozdawca z oczywistym naruszeniem kontradyktoryjności postępowania wynikającej z kpk. O wiele ważniejszym jest, że lustrowany już na wstępie znalazł się w upośledzonej procesowo sytuacji: nie mógł w śledztwie przedstawić i uzasadnić swojego stanowiska ani wskazać na wspierające je dowody; nie znał akt śledztwa, a brak aktu oskarżenia powodował, że nie znał ani przywołanych dowodów, ani argumentacji oskarżenia. Stan nierównowagi stron występował również w toku procesu sądowego; oskarżyciel publiczny (RIP) po raz pierwszy zabrał głos w wystąpieniu końcowym. Gdy na wstępie drugiego postępowania podniosłem tę kwestie, Przewodnicząca sędzia Majkowska uznała stan taki za prawidłowy, bo zgodny z ustawą lustracyjną. W efekcie po raz pierwszy pisemne uzasadnienie słuszności postawionego mi zarzutu uzyskałem dopiero w skazującym wyroku sądowym, w piątym roku postępowania!

Z konstrukcji ustawy lustracyjnej wynika, że koroną dowodów są materiały wytworzone przez SB. Ex definitione mają być one w pełni wiarygodne i mają charakter decydujący. W praktyce takim uprzywilejowanym dowodem są również zeznania świadków – funkcjonariuszy SB. Ich świadectwo jest ważniejsze od ekspertyz biegłych, a tym bardziej innych świadków. Obowiązuje domniemanie winy lustrowanego. W tej sytuacji obrona musi przeprowadzić dowód niewinności oskarżonego. Jest to tym trudniejsze, że w przeciwieństwie do oskarżyciela publicznego, lustrowany nie ma dostępu do podstawowej bazy danych, jaką stanowią dotyczące jego osoby materiały SB. Może wnioskować o ich dołączenie do akt sprawy, ale czyni to niejako na ślepo, bo nie wie, jakie istniały, czy zachowały się i co zawierają; znaczna część takich wniosków jest zresztą oddalana.

Uznanie teczek SB za dowód kluczowy imputuje imputuje jednak oczywisty wniosek, że zarzut ich sfałszowania powinien być rozpatrywany z równą powagą, całościowo i szczególnie uważnie. Znaczenie mają nie tylko poszczególne zarzuty, odnoszące się do konkretnych faktów, lecz sam fakt występowania licznych dowodów względnie fałszerstw wysokiego stopnia uprawdopodobnienia, że do nich doszło. Sądu lustracyjne obu instancji potraktowały ten problem marginalnie, odnosząc się jedynie do niektórych szczegółowych elementów, przy hołdowaniu generalnemu przekonaniu, że dokumenty wytwarzane przez SB są wiarygodne. Przewodnicząca sądu I instancji, sędzia Majkowska, przerywała zeznania świadków, przedstawiających opozycyjną aktywność lustrowanego w okresie 1969-77, która nie znalazła najmniejszego odbicia w teczkach „Lech” - stwierdzając, że sąd nie zajmuje się historią, a jedynie ustala, czy doszło do kłamstwa lustracyjnego.

Sąd Najwyższy wstrzymał się od zbadania podniesionego zarzutu, że orzeczenia Sądu Apelacyjnego w obu instancjach było obciążone błędami natury faktycznej i logicznej, gdyż wstrzymano się od całościowego zbadania kwestii prawdziwości fałszerstwa teczek.

Upośledzone położenie lustrowanego wobec oskarżyciela, zastąpienie zasady domniemania niewinności oskarżonego przez zasadę domniemania prawdziwości wszystkich materiałów wytworzonych przez SB powoduje z jednej strony faktyczną niemożność skutecznej obrony lustrowanego, a z drugiej stwarza możliwość uniewinnienia rzeczywistych TW, jeśli SB zniszczyła ich teczki, a prowadzący funkcjonariusze zeznają na korzyść swojego dawnego współpracownika. Podważa to zasadniczo cel przyświecający ustawie lustracyjnej: ujawnienia rzeczywistej współpracy z SB osób, które po 1989 r. prowadziły bądź prowadzą działalność publiczna. Trudno ustrzec się od wrażenia, że faktyczny cel był inny, a lustracja służyć ma potrzebom polityki.

5.

Zwróciłem się z wnioskiem o autolustrację do sądu w pełnym przekonaniu, że jako człowiek niewinny zasługuję na pełne i wnikliwe, zgodne z przepisami i kanonami prawa rozpatrzenie postawionego mi zarzutu. Dzisiaj, po dziewięciu latach, z żalem stwierdzam, że w licznych i rozmaitych przyczyn sądy nie udźwignęły ciężaru tej – wydawałoby się – prostej sprawy. Zwalnia mnie to z dobrowolnie przyjętego obowiązku prowadzenia mojej sprawy w trybie lustracyjnym i pozwala na rozważenie innych kroków w obronie mojego dobrego imienia. Ogromną goryczą napełnia mnie fakt, że, w Ojczyźnie, o której niepodległość, demokrację i praworządność walczyłem całe życie, panowie Kiszczak i Jaruzelski są ludźmi honoru ja zaś pozostaję kłamcą lustracyjnym. Niemniejszą goryczą napełnia mnie fakt, że polskie sądy uznając mnie za kłamcę lustracyjnego, wstrzymały się od równie szerokiej i drobiazgowej analizy, obejmującej nie tylko bezpośrednie materiały zgromadzone przez SB, ale także obiektywne i subiektywne okoliczności ich powstania oraz złożenia oświadczenia lustracyjnego – tak, jak to było chociażby nastąpiło w przypadku rozpatrywania przez Sąd Najwyższy sprawy lustracyjnej Józefa Oleksego.

Leszek Moczulski

 

Z ą ł ą c z n i k

Kopie dokumentów z akt sprawy

 

Sprawa lustracyjna L. Moczulskiego składała się z dwu procesów, każdy badany w dwu instancjach:

Sąd Apelacyjny wydz. V Lustracyjny:

Sygn. 1/99, przewodniczący sędzia Bareja, sprawozdawca sędzia Kaniok, skład sędziowski rozwiązany (przewodniczący oskarżony o kłamstwo lustracyjne, uniewinniony, zmarł); przewodniczący sędzia Rysiński - wyrok uniewinniający, w 2001 r., uchylony w II instancji z powodów formalnych, bez badania meritum sprawy (sprawozdawca – sędzia Kaniok);

Sygn. 20/02, przewodnicząca sędzia Majkowska - wyrok skazujący w 1005, potwierdzony w II instancji (przewodniczący i sprawozdawca – sędzia Kaniok)

Sąd Najwyższy:

Sygn. II KK 171/07 przewodniczący sędzia Grubba, oddalenie kasacji.

 

Poniższe dokumenty pochodzą z akt postępowania sygn. 20/02 i 171/07.

 

1. Tezy wystąpienia końcowego L. Moczulskiego z marca 2005 r.

2. Odwołanie (apelacja) z lipca 2005 r.

3. Tezy wystąpienia końcowego L. Moczulskiego z września 2006 r.

4. Kasacja z lutego 2007 r.

5. Pismo procesowe do Sądu Najwyższego z października 2007 r.

1.

Wystąpienie końcowe – marzec 2005

A. Sprzeczność podstawowa pomiędzy całym życiem LM a zarzutem kłamstwa lustracyjnego. Materiał stworzony przez SB może być oceniany tylko na tle rzeczywistej drogi życiowej człowieka. Co więcej, jawnych i niewątpliwych faktów życiowych nie można zmienić, gdy sekretne zapiski tajnej policji można przerabiać nieskończoną ilość razy.

1. Droga życiowa LM:

1.1 - Traktowany jako podejrzany politycznie od dawna, niewątpliwie co najmniej od 1957 (aresztowanie, pierwszy po październiku 1956 r proces polityczny), chociaż inwigilowany znacznie wcześniej, jeszcze przed 1952 r. – co potwierdzają akta („O” 4. k. 29). Publiczne i głośne potępienia ze strony władz PRL na przestrzeni kilkudziesięciu lat, ciągła inwigilacja SB: w toku postępowania sadowego udało się ustalić kryptonimy tylko niektórych z tych spraw, w których w drugiej połowie lat 70, występowałem jako figurant (SOR wzgl. SKE „Lin”, „Hazardziści”, „Gracze”, „Oszust”, „Oszuści”; teczki TW „Warszawski”, „Warszawiak”, „Lewandowski”, „Potocki”, „Jerzy”, „Maks”, „Kazimierczak” i in.).

1. 2 - Długotrwałe, powtarzające się represje – m. in. trzykrotne stawanie przed sądem, łącznie odbyte siedem lat więzienia, bardzo liczne zatrzymania, kary administracyjne i polityczne: zakazy pracy w prasie (1953, 1958), zakaz wydawania książek w 1972 r.. karne usunięcia z pracy (1950, 1953, 1954, 1958, 1977), okresy bezrobocia (1954-55. 1958-60, 1977-89) albo zatrudnienia w pisemkach zakładowych.

1. 3 - Najważniejsze - długotrwałość różnych form opozycji wobec systemu PRL (publicystyczna, naukowo-historyczna, polityczna). Wedle zachowanych dokumentów Biura Politycznego KC KPZR byłem jedynym działaczem opozycyjnym z lat ‘70-80 którego uwięzienia domagały się oficjalnie władze ZSRR (Breżniew powiadomił o obietnicy I sekretarza KC PZPR Biuro Polityczne – m. in. badania A. Dudka z IPN). W chwili powstania „Solidarności” nie brakło osób które czynnie uczestniczyły w ruchu oporu lat ‘40-50, ale były w stanie tylko popierać politycznie „Solidarność” – spośród czynnych, kierowniczych działaczy politycznych ja miałem najdłuższy staż opozycyjny (choć Mazowiecki najdłuższy polityczny).

2. Sprzeczność pomiędzy informacjami posiadanymi przez LM - a informacjami udzielanymi przez TW „L”.

2. 1 - LM utrzymywał bliskie kontakty, a co najmniej jawną znajomość z licznymi osobami i grupami, prowadzącymi działalność opozycyjną i w licznymi osobami, jak wynika z akt sprawy będącymi niewątpliwie stałym obiektem zainteresowania SB. Należeli do nich m. in. (krąg redakcji „Stolica”): Syga, Bartoszewski,. Sadzewicz; (krąg AK): Pluta-Czachowski, Szostak, Muzyczka, Rybicki, Radosław-Mazurkiewicz, Rzepecki, Kumant; (krąg nurtu niepodległościowego): Szomański, Staniewicz, Szeremietiew, Ostoja-Owsiany; (krąg organizatorów ROPCiO): Wojciechowski, Czuma, Ziembiński, Studziński, Głogowski; (krąg stowarzyszeń katolickich): Mazowiecki, Wielowiejski, Skaradziński, Wieczorek; (krąg organizatorów KOR): Kuroń, Lipski, Macierewicz, Chojecki - oraz z innych jeszcze kręgów, w tym zwłaszcza ze środowisk literackiego i naukowego. Gdyby Moczulski był wieloletnim TW, zostałby wykorzystany do zbierania informacji o tych ludziach, zwłaszcza że z większością z nich łączyły go bliższe i bardziej jawne kontakty niż z M. Barańskim. Jednak ani w teczkach „Lech” nie pojawia się zainteresowanie SB tymi osobami, ani w teczkach spraw operacyjnych w których figurantami były te osoby nie występuje TW „Lech”.

2. 2 - Moczulski był dokładnie zorientowany w różnych działaniach opozycyjnych, a chociażby tylko uważanych za takie przez SB – bo w licznych uczestniczył czynnie (stąd jasnogórski Medal „Pro Fide et Patria”, który na wniosek Abrahama otrzymałem w czasie inauguracyjnego nadania 3 V 1976 r.). W okresie objętym teczkami „Lech” kierowałem wieloletnimi przygotowaniami do powołania jawnej opozycji niepodległościowej, od 1973 jako szef Konwentu nurtu niepodległościowego, od zimy 1975/76 uczestnicząc w tworzeniu wspólnych z innymi grupami i środowiskami struktur: technicznego Nurtu Niepodległościowego, ROMB, pisma „U progu”, ROPCiO oraz opozycyjnych deklaracji politycznych: Deklaracji założycielskiej NN, Programu 44, Deklaracji ideowej NN, Apelu ROPCiO.

2. 3 - Powyższe zgodnie potwierdzali świadkowie, przy czym wnioskowałem o powołanie przez Sąd wyłącznie te osoby, które w 1978 r. opowiedziały się po stronie A. Czumy (samego Czumę, który na stałe mieszka w USA, powołał RIP, powołanie Ziembińskiego nie doszło niestety do skutku) - uważając, że z racji ich krytycznego stosunku do mnie będą bardziej wiarygodni niż pozostali. Pewne światło na ówczesne zachowanie i oceny tej grupy świadków dają akta sprawy, szczególnie w przypadku świadka Czumy pozwalając ocenić stopień rzetelności jego wyjaśnień (np. fakt przedstawienia w 1978 r komisji na piśmie rzekomo mu nieznanych zarzutów, m. in. przywłaszczenia przez LM pieniądz - meldunek TW „Warszawskiego” (członka komisji!) – t. „O” 4, cz.2. k. 7. ; o zarzutach Czumy i Ziembińskiego również m. in. „Omega” 6, k. 80-81, k. 82/3). Odpowiedź LM na zarzuty – tzw. List poufny, a także całkowite oczyszczenie LM z postawionych zarzutów – w teczkach SOR „O”.

B. Brak wiarygodności zapisów rejestracyjnych i teczek „Lech”. Gdyby teczki „Lecha” były prawdziwe, nikomu nie wpadłoby do głowy fałszowanie zawartych w nich materiały, w tym podpisu LM. Prawdy nie trzeba wspierać fałszerstwem. Jedno fałszerstwo stawia całość materiałów pod znakiem zapytania, a cóż dopiero liczne. Ponadto same akta – bez ich analizy - są już niewiarygodne, bo nie została przeprowadzona wymagana przez SB procedura, w szczególności brakuje zobowiązania do współpracy względnie zachowania faktu współpracy w tajemnicy (zamieszcza się jedynie – w 1984 r.! – pustą kopertę z nadrukiem zobowiązanie TW). .

1. Rzekome pozyskanie LM jako TW „Lech”.

1. 1 - Kwestionariusz TW, datowany na 1 IX 1969, mógł powstać dopiero po 10. VIII 1972 r. - bo dopiero tego dnia jednostka archiwizująca wpisała do rejestru teczki sprawę LM z 1957-58 r. pod przypadkowym numerem 5341 - dodając /3 wzgl. /Sl – bo były to materiały śledztwa (wyj. biegł. Zielińskiego, „L” Pers/ k. 3, rubr. 30; ZSKO 1/III k. 134). Inne ahistoryczne informacje: numer telefonu, numer domu (21/23 przekr.), samochód, dane o żonie i całej rodzinie. Błędny numer telefonu LM świadczy, że informacje Kijowskiego o osobistym spotkaniu są fałszywe („L” Pers. k. 7, raport Kijowskiego k. 9). .

1. 2 - Pierwotny wpis do księgi rejestrowej (1/II, k. 266) zawierał tylko datę i jednostkę rejestrującą, a więc nie odnosił się do jakiejkolwiek konkretnej sprawy; biegły Zieliński potwierdził, że charakter sprawy – „słowo TW” – został dopisane później (1/III, k. 187.). Ponadto, wątpliwości budzi autentyczność numeracji sprawy, bo numery na tej stronie były wymazywane i wpisywano inne (opinia biegłego, 1/III, k. 91 ). Brak wpisania nr sprawy operacyjnej do rubryki 5 (biegły stwierdza, że dokonano tego zapewne bardzo późno) dowodzi, że pierwotna rejestracja nie dotyczyła TW, bo wówczas wpisanoby numer SKE „Bar” 0970 – gdyż do tej sprawy miano LM zwerbować.

1. 3 - Fałszywe stwierdzenia Kijowskiego o spotkaniach w „Centrum” („L” pracy, 22 notatki, k. 13-128; teczka „C” całkowicie temu zaprzecza)

1. 4 - Fałszywa notatka Kijowskiego o spotkaniu w autobusie (rzekomo 7.VII.75, Omega 1, cz. 2 k. 66.); nie znajduje ona żadnego odzwierciedlenia w teczkach „Omega”, nie została ujęta przez Kijowskiego w Informacji Operacyjnej – mimo, że taki był obowiązek. Przeczą Kijowskiemu zeznania Morgiewicza, że poznał LM po moim zwolnieniu z aresztu IX 75 (zezn. Morg. IV, k. 653, również zezn. Czumy). Kijowski niewątpliwie był członkiem zespołu który prowadził sprawę przeciwko Morgiewiczowi (m. in. meld. oper. Kijowskiego z 28 VIII 75 o areszt. Morgiewicza., „Omega” 1, k. 3; także „Omega” 6 k. 8). W lipcu 1975 nie znałem Morgiewicza, a mogłem już znać Czumę (wg zeznań Czumy jeszcze nie). Fałszywość notatki Kijowskiego potwierdzają akta „Omega”; prowadzący sprawę nie wiedzieli o znajomości EM i LM (Wykaz kontaktów Morg. – „Om”1 k. 16, także „Wykaz TW do SOR „Omega” - t. 1,1, k. 5), brakowało im informatorów (posiadamy jedynie pośrednie dotarcie tw „Z” do figuranta – Plan z 28. I. 76, pkt. 5. 7. 1, „Om” 1, k. 27.). Gdyby zyskali bezpośrednie dojście do Morg. – wykorzystaliby to natychmiast. Gdyby LM rzeczywiście coś doniósł, to o Czumie, którego właśnie poznał, zwłaszcza, że nie wiedział, że Kijowskiego interesuje Morgiewicz. Chyba, że założymy, że Kijowski opowiadał LM (w autobusie!) jaką sprawę prowadzi.

1. 5. Sprzeczność pomiędzy zadaniami TW „Lech” w teczkach „L” oraz ocenie wykorzystania agentury (IV, k. 717) . Brak oryginału tego dowodu uniemożliwia dokonanie oględzin kryminalistycznych, nieznajomość całej teczki – porównanie z innymi, bo przecież o tak cennym TW powinny być dalsze informacje. Ich domniemany brak wskazuje na manipulację, ale bez oględzin oryginałów nie można stwierdzić, czy i jakie ślady fałszerstw tam występują. Sprawa w której występuje uzasadnione podejrzenie fałszerstwa (a wynika to z powyższych danych, choć wystarcza sam sfałszowany podpis LM !) wymaga pracy na oryginałach, a nie kserokopiach, zacierających ślady fałszów.

1. 6 - w teczkach SOR „O” występuje inne źródło „Lech”. Świadek Owczarek kłamliwie twierdzi, że chodzi o zainstalowany magnetofon (1/III, k. 176), ale PT i PP w mieszkaniu LM miał kryptonim „Oszust”- a nie „Lech” ( liczne meldunki informacyjne Owczarka - „O” 2, 1, cz. 1. - k. 1, k. 2, k. 3 etc. Niewątpliwie chodziło o magnetofon przenoszony z miejsca na miejsce przez konkretnego TW. W „O” 1 jest 8 notatek odwołujących się do źródła „Lech” – nagrywającego w różnych miejscach, w pomieszczeniach i na ulicy (nagranie na ulicy Ziembińskiego – O2, 2, k. 189). . Osoba posługująca się tym magnetofonem i określana jako źródło „Lech” jest zapewne identyczna z TW „Jerzy”, a także z TW „Redaktor” – co może wynikać z protokołów zniszczeń zespołu nagrań sygnowanych „Lech”, „Jerzy”, „Redaktor” („O” XXI, 1, k. 27, protokoły zniszczeń.). „Jerzy” to niewątpliwie TW umieszczony w redakcji „Stolica”, wykorzystywany m. in. do bezpośredniej inwigilacji LM („O” 1. 2, k. 125, 127, 149). Ma on najwyraźniej opory przed śledzeniem LM, m. in. tłumacząc się nieprzekonywująco kłopotami z nawiązaniem kontaktu. Boi się zapewne demaskacji przy zwiększonej aktywności wokół osoby LM, co spowodowałoby całkowite spalenie „Jerzego” w środowisku i zapewne utratę pracy w „Stolicy” (jak w przypadku przyłapanego red. T. Kura). Dlatego po rozłamie „Jerzy” odchodzi wraz z Czumą (brak informacji, że był wykorzystywany przeciwko LM).

2. Niewiedza w SB, w Biurze „C”, w MSW, że LM to TW „L”.

2. 1 - Matulewicz i Owczarek nie potrafią rozpoznać LM w tym samym czasie, w którym go rzekomo prowadzą („Dz.” k. 17-18, 38, 52, 93, 95 (pogrzeb Abrahama!).

2. 2 - LM nie zna Owczarka, nie jest w stanie zidentyfikować go jako SB (św. M.. IV – k. 624-25) – [Owczarek wnioskuje o jej rejestrację jako TW bez jej zgody - „O”4 k. 178 v.]. Wiedzą o tym przełożeni i koledzy Owczarka, bo nie boją się dekonspiracji (Owczarek jest w grupie obserwującej mieszkanie LM 2. VI. 79 – „O”6, cz. 2, k. 136).

2. 3 - analiza Owczarka, obszerna, b. starannie opracowana - Analiza SOR „O” z dn… 1978 (bez dokładnej daty), dołączona do Meld. oper. z 24.VIII.78 („O” 4. k. 29).

- (k. 32) Działalność antysocjalistyczna – rozpoczęta 26 marca 1977, ale informacja TW „Marcin” z września 1976 stanowiła podstawę do objęcia LM kontrolą operacyjną w ramach sprawy operacyjnego rozpracowania.

- (k. 32) – Notowania LM w Biurze „C” podane za informacją uzyskaną z tego Biura (zeznanie Owczarka, 1/III/ k. 177) – tylko sprawy 5341/Sl i 1448/Goz. – brak wzmianki o rejestracji TW „Lech”’. Zeznania Owczarka kłamliwe i sprzeczne: (1) tłumaczy, że Biuro „C” nie informowano przecież o sprawie, jaką funkcjonariusz prowadził (1/III, k. ; biegły Zieliński – pracownik Biura „C” wiedział jaki wydział, ale nie wiedział, jaka sprawa – (IV, k. 749 v); w dodatku sprawa „Lech” była rejestrowana przez Wydz III (III-1) KSMO, gdy w 1978 r. pytanie do SOR „O” zadawał wydz. III-2 KSMO; (2) pytał tylko o sprawy archiwizowane – co było niedopuszczalne w świetle instrukcji Biura „C”).

- (k. 43) Kontakty figuranta – brak Barańskiego;

- (k. 51) – V. Wnioski: tylko dwa punkty

- Na podstawie dotychczas zebranego materiału… należy stwierdzić, że o ile stopień rozpoznania figuranta do 1952 r. a następnie jego działalność od 1977 – jest zadawalający, to jednak brak jest bliższych danych w tym względzie w przedziale 1952 r. – 1977 r. …

- Brak jest również danych na temat utrzymywania przez figuranta kontaktów przed podjęciem działalności antysocjalistycznej. Chodzi tu o osoby znane z działalności przestępczej, wrogiej itp. ( gdyby dysponował aktami „Lech”, pozostawionymi rzekomo, bo według Owczarka były potrzebne do SOR „O”, mógłby wyczytać o Barańskim, Morgiewiczu, Abrahamie, Ziembińskim, Kuroniu, Lipskim i innych.)

Kłamliwość Owczarka przed Sądem, choćby sprawa podarowanej książki (nie miałem dla siebie egzemplarza książki, wydanej 5 lat wcześniej i wycofanej z obiegu) i drukarni KOR (pierwsza wpadka drukarni KOR nastąpiła dopiero wiosną 1980 r., aresztowano wówczas Chojeckiego – a Maj nie mógł mieć z tym nic wspólnego, bo odszedł poza resort w październiku 1979 r. i wrócił do pracy w MSW dopiero w 1982 r. (1/II, k. 246 v. ) .

2. 4 – analizy następnych prowadzących SOR (Wichierkiewicz, Anklewicz, Piesto), aż po obszerną końcową analizę Piesto z 6 III 1984 r. („O” XXI, k. 17-47) – dowodzą, że nikt nie wie, że LM to b. TW „Lech”. Co więcej, nikt z nich nie wie, że przed 1977 r. przez wiele lat LM często spotykał się z Barańskim; w Analizie z marca 1984 r. Piesto umieszcza Barańskiego w wykazie osób, z którymi LM nawiązał kontakt dopiero po 1 IX 1979 r. („O” 21, cz. 1, k. 41). Dopiero w czerwcu 1984 r. Piesto dowiaduje się, że istnieją teczki „L” („L” Pers. k. 1., poz. 11). Nie datowana decyzja o zakończeniu sprawy „Lech” odwołuje się do 10 lutego 1977, ale na wniosek pisany odręcznie przez Piesto podpisał ją mjr Siwek, zca naczelnika III-2 SUSW (pełnił tę funkcję od jesieni 1983 r.) („L”.pers. k. 10).

2. 5 - Ocena LM przez dpt III MSW; kierownictwo MSW nie wie, że to TW! (1/II, k. 137-149). Aby stworzyć okoliczności obciążające moralnie LM - Pożoga prokuruje fałszywe dowody szpiegostwa i terroryzmu (1/II, k.140, 141, 144 ), dla pokazania w episkopacie i in. (k. 145). Wykonanie potwierdzają akta sądowe 1981, oraz wycinek z „Trybuny Ludu”(14. I. 81 - akta sprawy).

2. 6. - Insynuacja Pudysza. W 1982 r. w MSW przygotowano „demaskatorską” książkę Reniaka i Pudysza, poświęconą KPN. Zawarta jest w niej insynuacja, że Moczulskiego zwerbowano jako TW podczas pobytu w wiezieniu w 1957-58 r. za cenę zwolnienia (kserokopia fragmentu w aktach sprawy). Wersja, podana przez Pudysza uległa jednak szybkiej kompromitacji, gdyż Moczulski został zwolniony w 1958 r. po wyroku uniewinniającym. Uniewinnił go sędzia Mieczysław Szerer, osoba nieposzlakowanej uczciwości, a ponadto współpracownik KOR. Trudno było twierdzić, że uczynił to na polecenie SB. Ta próba pokazuje, jak kształtowała się koncepcja, że LM to TW. Pudysz świadomie kłamie, ale też nic nie wie o rzekomym istnieniu „Lecha”.

2. 7 – dopiski na karcie E-14/1 w Biurze „C”. Archiwiści wydz. I i III po otrzymaniu karty E-14/1 o archiwizacji teczek TW „Lech”, nie mających odpowiednika w kartotekach operacyjnej i ogólnej, dokonali dwu zapisków: nie ma takiej czynnej sprawy oraz jak. fig – co zdaniem biegłego oznacza: alternatywa, że figuruje jako TW albo jako figurant, (IV, k. 751 v.), ale bardziej prawdopodobnie może być odczytane jako fig(urant) – bo rzekoma kropka po jak jest zapewne literą o; brak oryginału nie pozwala na stanowcze rozstrzygniecie. Dla obu ewentualności biegły wyjaśnia, że w chwili archiwizacji w kartotece nie było karty potwierdzającej istnienie TW „Lech” – czyli nie było czynnej sprawy TW „Lech. Nie było również zakończonej, bo w tym przypadku nie usuwało się kaert ewidencyjnej w wydz. U Biura „C”, tylko dokonywało adnotacji o zakończeniu współpracy. W lipcu LM występował w Biurze „C” wyłącznie jako figurant.

2. 8 – dopiero archiwizacja teczek „L” pozwalała na upowszechnienie insynuacji.

2. 9 - zbieżność czasowa zakończenia całej procedury fałszowania z wypuszczeniem LM z Barczewa dowodzi, że decyzję sporządzenia teczek „Lecha” podjęto, gdy okazało się, że ze względów politycznych ostatnią dwudziestkę więźniów politycznych trzeba zwolnić.

3. Wprowadzenie LM jako TW „L” do teczek „Omega”, „Dziadek”, LK/MK „Centrum”.

3. 1 - W „Omedze” – TW „Lech” występuje w fałszywej notatce Kijowskiego z lipca 1975 (o czym wyżej) oraz w notatce z grudnia 1975, sporządzonej przez Matulewicza,, która nie ma żadnych następstw; w tym czasie prowadzący sprawę „Omega” mają tylko pośredni dostęp do Morgiewicza, potrzebują informatorów – ale nie wiedzą o istnieniu „Lecha”, który bardzo by się im przydał. („Omega” 1, k. 27).

3. 2 - Informacje zawarte w SKE „Dziadek”, włożone w usta „Lecha”, o memoriałach Abrahama, o zdjęciach lwowskich itd. – pochodzą z korespondencji Abrahama, przejętej przez SB i dołączonej do teczki („Dziadek”, k. 97/6 do 97/22). „Lech” nie wie jednak, że zdjęcia lwowskie robiła Danuta Łomaczewska, z którą współpracuje w „Stolicy” od ponad 10 lat, że została z tego powodu aresztowana i po interwencjach zwolniona, że pokazywała – również jemu – te fotografie w redakcji itd. (sprawę artykułu Abrahama omawiam oddzielnie niżej).

3.3 - brak informacji o rzekomych działaniach TW „L” w innych sprawach, zwłaszcza Czumy (co pośrednio wynika z jego zeznań, a także strony internetowej WWW. Czuma.pl.)

3. 4 - Sprzeczności miedzy tekstami Maja w teczkach „Lech” oraz „Centrum” ( „L” pracy k. 174 i 205, „O” 1 cz.2, k. 18 – „C” 2, k. 19 i 20” [27. XII. i 1 0. II. 77]). Maj zapomniał, kiedy powstało ROPCiO, mimo, ze sam podpisał meldunek operacyjny z 26. III. 77 o powstaniu ROPCiO („O”1, cz. 1. k. 13 v.). Cztery kolejne pisma Maja w „C” - na identycznym popierze, podpis - kolor nieużywany przez niego w innych teczkach, aż do odejścia z SB w październiku 1979 (1/II k. 246 v.) .

3. 5 – inne dowody fałszerstw w LK/MK „Centrum”; można ich było łatwo dokonać, bo archiwizacja teczki nastąpiła dopiero w 1990. Należy do nich np. dołączenie karty 1a, sporządzonej przez dwie osoby, a na niej zaskakująca informacja, że płk. Kasperski dowiedział się o MK/LK „Centrum” w kwietniu 1977 r., gdy miał tam spotkać się z TW „Lech” – a przecież – jak z tej samej teczki wynika, to on akceptował od lat dostęp oficerów i TW do tego lokalu. Por. wyjaśnienia biegłego Zielińskiego w I rozprawie.

3. 6 – fakt późnego wprowadzania do teczki „C” fałszywych kart, zapewne po 1987 r. jest potwierdzony tym, że inspektorzy nie wykryli demaskacji LK/MK przez wprowadzenie tam „Lecha”, który okazał się wrogiem. Gdy w 1971 r. ekipa śledcza MSW, kierowana przez płk. Pudysza w toku czynności po zamordowaniu płk. Gerhada prawdopodobnie odkryła przypadkowo istnienie LK/MK „C” – po przeprowadzeniu inspekcji dyr. płk. Siemiankiewiczowa – wnioskowała likwidację lokalu z powodu dekonspiracji – to żaden z inspektorów lokalu po lutym 1977 (rzekome wyprowadzenie „Lecha”) nie dostrzegł dekonspiracji (ppłk Czereda – 18. X. 78; ppłk. Tymiński (17. II. 83; mjr Knytel – 29. 1. 85; ppłk Górski – 2. VI. 86; ppłk Słupek – 14. I. 87; kpt. Pilecki – 7. II. 87; nie wiem, czy lista jest kompletna). Wprawdzie ppłk. Tymiński wnioskował w perspektywie (LK/MK „C”) winno być przewidziane do wymiany ale motywował to znacznym ruchem w budynku oraz długotrwałością wykorzystania. Gdyby w czasie tych inspekcji znajdowała się notatka Maja z 10 lutego 1977 – każdy z tych inspektorów musiałby wnioskować likwidację lokalu. Wynika z tego, że notatka Maja powstała bardzo późno, po lutym 1987 r., co też wyjaśnia przyczynę błędu w dacie powstania ROPCiO; Maj po prostu zapomniał – sadził, że jest identyczna z datą założenia SOR „O”.

3.7. Sprawa „Memoriału”, znajdującego się w teczce „L”. Sporządzony w końcu 1976, przekazany przez Załuskiego (a nie przez jakiegoś nieznanego mi SB-eka średniego szczebla) do sekretariatu BP, szybko stał się przedmiotem obrad. Na początku 1977 r. do kilku członków ówczesnego kierownictwa trafił egzemplarz „Memoriału” – zapewne nie obiegiem, a powielonego w KC (Jaruzelski, wycinek z książki). Kluczową bieżącą kwestią w „Memoriale” była propozycja rozwiązania KOR – tyle tylko, że LM nie był jego członkiem. Nie chcę wchodzić w sprawy łączących nas stosunków, ale Kuroń, który jako pierwszy dostał ten tekst - nie tylko nie protestuje przeciwko tajnej propozycji LM, ale ją uwiarygodnia, polecając Chojeckiemu wydać „Memoriał” jako wydawnictwo KOR (jeszcze nie było NOW-ej). W pierwszym kwartale jestem kilkakroć przesłuchiwany przez Maja (o czym za chwilę), ale ten oficer o powyższych sprawach nic nie wie. Oryginał „Memoriału” (dwie strony zaginęły, zastąpiły je kopie sporządzane typową ówczesną techniką KC) musiał więc trafić do teczki „Lecha” dużo później. Zawartość oraz fakt złożenia „Memoriału” w BP były od początku dość szeroko znane. Wiele potwierdzeń w teczkach, że ani faktu złożenia „Memoriały”, ani odrębnej od tego przesłuchań nie ukrywałem. Maj wiedział o fakcie (ode mnie?), ale treści „Memoriału” wyraźnie nie znał (LM wyraźnie się ucieszył gdy Maj zaczął opowiadać bzdury o jego zawartości – „L” k. 175) , ale odnotował, że : „Memoriał” LM dał wielu osobom („O” 1, 2, k. 27), a wiadomość rozchodziła się, często w przekręconej formie (notatka TW „Rybaka” - IV, k. 763; TW „Warszawskiego”, że Ziembiński wiedział o złożeniu „Memoriału” w KC PZPR - „O” 4, cz. 2, k. 48).

3. 8 - Notatki Maja są jego swobodną twórczością, ale nieświadomie nieźle charakteryzują nieformalne przesłuchania LM; są one następstwem grudniowego zatrzymania przez SB, a nie następstwem pisanego w tym czasie „Memoriału”. Nie są to protokoły podpisane przez przesłuchiwanego, tylko własna twórczość Maja, raczej komentująca niż przedstawiająca przebieg przesłuchania. O tym, że odbywały się w kawiarni świadczy m.in. fakt, że tylko na jedno z nich Maj przyniósł magnetofon, ale miał kłopot z nagraniem („L”, k. 187). Gdyby były w LK/MK „C” – nagrałby wszystkie przesłuchania bez problemu. .Analiza sprawozdań wskazuje, że powstały później, zapewne na podstawie zachowanych wcześniejszych notatek, przy czym Maj dzieli je na znacznie większą niż w rzeczywistości (ok. 6) ilość przesłuchań. Dowodzą tego pomyłki w chronologii, m. in. fakt, że wymianę zdań na temat wczorajszej akcji SB z 6 II umieścił w informacji z przesłuchania 14 II, już po założeniu SOR „O” – co było rezultatem tego wydarzenia. W tych ze znacznym opóźnieniem sporządzonych meldunkach Maj przyjmuje stylistykę rzekomego spotkania z TW – choć wie, że przesłuchuje figuranta założonego już SOR; nie odnotowuje też fakty wręczania wezwań na następne przesłuchanie – co zresztą można uznać zza dopuszczalne, bo nie sporządzano formalnego protokołu. .

Przesłuchanie te odbywały się w czasie, gdy trwała końcowa faza formowania struktury NN (niedoszły do skutku zjazd na Ostoi, odbyty zjazd w klasztorze Jezuitów przy Rakowieckiej) oraz trwały rozmowy i doszło do powołania ROPCiO. Od początku Maj wie, że ma przed sobą współorganizatora opozycji, jawnego – od kat! – piłsudczyka, nie ukrywającego swych przekonań, a co najmniej od początków lutego – że LM współkieruje organizacją, która na zjazd krajowy gromadzi kilkadziesiąt osób z różnych stron Polski. Jest to gra w otwarte karty, ale Maj ma nadzieję, że LM przechytrzy. Ocena ogólna przesłuchań, sporządzona przez Maja, jest raczej samokrytyczna: LM jest prowokatorem, który chciał w kontaktach z nami poznać nasze zamiary („O”1, 2, k. 24). Stąd kryptonim SOR „Oszust”, ale chodzi nie o powstanie ROPCIO 25 III 77, tylko o zjazd NN z 6 II 1077.

Ponieważ Maj nie zna treści „Memoriału”, przesłuchania tego nie dotyczą. Co najwyżej SBek wie, że został złożony do BP, ale nie wie przez kogo, bo by się zapytał, a nazwisko Załuskiego nie było tajemnicą.

Znaczenie dla ich oceny mają uwagi Maja co do charakteru przesłuchań:

- utrzymywał przebieg rozmowy w takiej samej konwencji jak poprzednio, to znaczy przekazując informacje, sugerował, że otrzymuje je ode mnie (L pracy, k. 200). W notatkach Maja nie pojawiają się jednak - może poza krążącymi plotkami i niusami z RWE - żadne informacje, które nie byłyby znane SB. Równocześnie z notatek Maja wynika, że to on, bez podania źródła (wszystkowiedząca SB!) przedstawił LM informacje pochodzące z dezinformacji „Marcina”, a także inne dane dotyczące pozycji, pokazywał mu nasłuchy i treści dane o artykułów drukowanych w zachodniej praie – zapewne aby wytworzyć atmosferę zwierzeń;

- podobnie jak poprzednio unikał podawania jakichkolwiek szczegółów (k. 179); w rozmowach wykazywał dużą ostrożność, szczególnie przy omawianiu przez siebie „sytuacji w grupach opozycyjnych”, wyraźnie się kontrolował, aby nie powiedzieć nic jego zdaniem zbędnego, co pozwoliłoby na identyfikacje tych grup (k. 183).

Maj zdaje sobie sprawę, że LM zgodził się na przesłuchanie nie tylko z własnej inicjatywy, lecz w następstwie uzgodnionej taktyki jakiejś grupy:

- Odpowiedzi odzwierciedlają raczej stanowisko grupy, z która jest związany, niż jego własne zdanie (k. 178); przekazał opinię grupy opozycyjnej – była przez niego konsultowana z innymi osobami (k. 186). Są to tylko przypuszczenia, bo w tekstach Maja nie ma jakiejkolwiek wzmianki, że LM coś takiego stwierdził. Maj nie pisze, o jaką grupę może chodzić. W pierwszym przesłuchaniu, gdy Maj podał informację „Marcina” o grupie (zredukowanej do osób uczestniczących w spotkaniu na Jasnej Górze) dyskutującej zmiany ustrojowe – LM potwierdził jej istnienie, wyjaśniając, że jej aktywność sprowadza się rzeczywiście do dyskusji. Nie ma jednak ani razu odniesienia, że z tą grupą konsultuje swoje zachowanie na przesłuchaniach. Jest tylko uwaga LM, że SB przesłuchało w Krakowie Zielińskiego.

Wszystko to całkowicie nie pasuje do ustawowego wzorca świadomego tajnego współpracownika.

Maj może domyślił się, a może już wiedział, że LM podaje uzgodnione oceny i opinie. Sprawę wyjaśnia późniejsza, ale zapewne nie jedyna informacja, że Czuma wiedział o rozmowach LM z MSW i je aprobował (bo był pod całkowitym wpływem Moczulskiego), zawarta w meldunku z 11. V. 77 („Omega” 6, k. 110).

3. 9 Przesłuchania w kawiarniach były stosowaną wówczas taktyką; ludzie chętnie godzili się na to, bo nie miały one takiego psychicznego obciążenia jak przesłuchania w Pałacu Mostowskich - skąd można było po prostu nie wyjść. O zgodzie na takie przesłuchanie w kawiarni, uzgodnione z innymi, por. „Omega” 1, k. 166 oraz potwierdzające fakt zeznanie Morgiewicza.

Inna rzecz, że z takimi przesłuchaniami w kawiarniach SB łączyło duże nadzieje: Przeprowadzić dalsze rozmowy operacyjno-werbunkowe z (--------------). W przypadku odmowy współpracy potraktować je jako werbunki pozorowane z jednoczesnym wykorzystaniem ich do dezinformacji („Analiza i Plan” z 2 VIII 1976, „Omega” 1, 1, k. 32). Ewentualne nadzieje żywione przez SB mi nie przeszkadzały, bo w trudnym okresie przed ogłoszeniem ROPCiO starałem się rozpoznać zamiary przeciwnika, a możliwe przykre konsekwencje, które zresztą nastąpiły – miały znaczenie trzeciorzędne.

4. Niektóre przykłady fałszerstw

4. 1 - Sprawa „pokwitowania 1000 zł”. Z oględzin kartki, nietypowej – ale szerokością odpowiadającej drukom firmowym RSW „P-K-R”, używanym w klubie „Horyzont” - wynika, że jej górna część, zawierająca zapewne wyjaśnienie celu wpłaty, została bardzo starannie odcięta. Sama kartka nie była nigdy wszyta do teczki „Lecha”, choć starano się stworzyć takie wrażenie, a powstałe w tym celu dziurki nie pasują do dziurek tej grupy kart, wraz z którymi pokwitowanie miało być wszyte. Dowodzi to jednak, że starano się ukryć fakt dołączenia „pokwitowania” do teczki „L” już po jej zszyciu i archiwizacji, bo inaczej takie zabiegi nie byłyby potrzebne. Treść pokwitowania nie odpowiada rygorom stosowanym przez SB: brak podania źródła i charakteru wypłaconych pieniędzy oraz podpisu pseudonimem, podpis nazwiskiem był niedopuszczalny. Najwyraźniej jest to pokwitowanie wystawione w jakiejś niewinnej sprawie (zapewne pieniądze z wydz. socjalnego RSW „P-K’R” na organizację „Sylwestra”), które udało się SB pozyskać, choć z ok. dziesięcioletnim opóźnieniem – bo już po archiwizacji teczki.

Gdyby nie dopisek Matulewicza, zresztą z pomyloną datą, nic nie wskazywałoby na to, że jest to pokwitowanie dla SB. Sam Matulewicz początkowo dwukrotnie zaprzeczył na pytanie Sądu (II, k. 279), czy płacił Moczulskiemu jakieś pieniądze - nie zasłaniając się w tym przypadku brakiem pamięci, a dopiero po okazaniu pokwitowania zmienił zeznanie....

Czytaj też wypowiedzi na forum (Artykuły, "Przesłuchanie w kawiarni"). 

 

powered by QuatroCMS