O nas
Nowe
Felietony
Artykuły
Kurier Święt.
Kronika 2018
Historia
Kalendarz
Galeria
Antyreklama
Kontakt
Polecamy
Forum
Archiwum
  
Kurier Święt. »  Kurier Świętokrzyski » Kurier Świętokrzyski, 2008, nr 2
Treść artykułu:

Jarmarczny hazard ze ściekami w tle

  

Rafał Ziemkiewicz zwrócił niegdyś uwagę (chyba w „Polactwie”) na najczęstszy mechanizm oszustwa. Wtedy jest ono skuteczne, gdy oszustowi uda się  wmówić swojej ofierze, że tak naprawdę to ona odniesie korzyść, czyli … oszuka. Na tym polegały słynne tzw. „piramidy finansowe” z lat 90 – tych i na tym polegają  jarmarczne gry typu „czarne wygrywa, białe przegrywa”. Gdy czytam ostatnie „Echa Łysogór” i obserwuję sytuację w Wilkowie, to widzę taki właśnie typowy jarmarczny hazard.

Gmina podpisała umowę z firmą (…) na wykonanie kanalizacji w Wilkowie wraz z przyłączami, licząc, że i tak odbierze sobie ich koszty z nawiązką. Zaraz jednak potem Wojewódzki Sąd Administracyjny w Kielcach uznał uchwałę Rady Miejskiej na podstawie której pobierano od mieszkańców składki na budowę kanalizacji w kwocie po 1.500 zł. za niezgodną z prawem. Dla 219 gospodarstw w tej wsi sytuacja wydawała się idealna – otrzymają prezent od gminy... Ta wyliczyła jednak na podstawie umowy z wykonawcą, że koszt każdego przyłącza wyniesie 4,6 tys. zł.(!)  i dała do zrozumienia, że obciąży tą kwotą każdego z mieszkańców (Por.: "Echa Łysogór" nr 121). Oczywisty prawny nonsens: nie da się przecież własnych zobowiązań finansowych ot, tak, przerzucić na innych! A jednak zadziałało: już po wydaniu wyroku (ale przed jego uprawomocnieniem) rozdano mieszkańcom do podpisu wcześniej przygotowane umowy. Ci chętnie zobowiązali się do zapłacenia po 1500 zł., sądząc, że przechytrzyli …  władzę i sąd, bo nie zapłacą po 4.600 zł.

W państwie praworządnym prokurator potraktowałby sygnalizowany wyżej „zabieg” lokalnej władzy jako typowe wyłudzenie lub – co najmniej – przekroczenie uprawnień. Przy okazji zapytałby urzędników gminnych, jak się ma umowa przewidująca zapłacenie za ok. 20 metrowe przyłącze 4.6 tys. zł. do wymogu gospodarności?

W związku z powyższą sprawą wypada wspomnieć o jeszcze jednym stereotypie: na marginesie budowy wodociągu lub kanalizacji często słyszę w dyskusjach takie oto zdanie: przecież nikt nie zrobi czegoś komuś za darmo Otóż wodociąg, kanał i droga – to elementarne powinności lokalnego samorządu. Do dróg już się przyzwyczajono (że za „darmo”), do pozostałych jeszcze nie. Ale, czy za  „darmo”?  Każdego roku przekazuję gminie  tylko w formie podatku gruntowego i części podatku dochodowego ok. 1200 zł. Inwestycje, o których wyżej mowa powstają raz na kilkanaście (dziesiat) lat. A więc proszę mi nie mówić, że otrzymuję coś za „darmo”.

 

Piotr Opozda

 

P.S. Wilków musiał zostać w miarę szybko skanalizowany choćby z jednego powodu: czekał na to wybudowany kilka lat temu zalew, a ściślej - związany z jego należytym funkcjonowaniem biznes. 

 

Protest oświatowej „Solidarności” w Bodzentynie 

 

Dwa tygodnie temu Radio Kielce przekazało informację następującej treści:

Dyrekcja, grono pedagogiczne oraz rodzice dzieci ze Szkoły Podstawowej w Psarach Starej Wsi, koło Bodzentyna domagają się przeniesienia do inne placówki jednej z nauczycielek. Jak twierdzą - kobieta terroryzuje szkołę. "Jest to osoba konfliktowa, która nie potrafi pracować w grupie"- mówi jedna z nauczycielek. Kobieta uczy w zerówce. Jak twierdzą rodzice dzieci się jej boją. "To sprawa do prokuratury. To samo zrobiono z moim mężem"- odpiera zarzuty oskarżana nauczycielka. Jej mąż uczący w szkole na pół etatu, wcześniej był dyrektorem tej placówki. Kobieta uważa, że nie są oni akceptowani w pracy ponieważ, jako jedyni są spoza lokalnego środowiska. Obecnie nauczycielka przebywa na zwolnieniu. W rozmowie z Radiem Kielce stwierdziła, że odebrała telefon od jednej z matek, która pytała kiedy wróci do pracy, ponieważ zastępująca ją osoba nie radzi sobie z dziećmi. Burmistrz Bodzentyna Stanisław Marek Krak nie chce komentować sprawy. Zaznaczył, że merytoryczny nadzór nad szkołą ma kuratorium. "Problem jest bardziej złożony niż go przedstawiono. Będziemy go rozstrzygać gdy powołany zostanie nowy kurator"- stwierdził burmistrz. Dodał też, że szkoła w Psarach Starej Wsi jest obecnie na ostatnim miejscu pod względem nauczania w regionie. Z pełniącym obowiązki kuratora nie udało nam się dziś skontaktować. (http://www.radio.kielce.com.pl/index.php?go=3&id_k=11975&bMenu2=1&menu2=0 )

 

Problem owej „niechcianej nauczycielki” jest być może rzeczywiście „złożony”, no i przede wszystkim powinien być rozstrzygany w trójkącie szkoła – rodzice – samorząd, dlatego nie zamierzamy go komentować. Zdumiała nas natomiast publiczna konstatacja burmistrza, że szkoła w Psarach jest na … ostatnim miejscu w rankingu szkół pod względem wyników końcowego sprawdzianu.

Przypomnijmy, że kilka miesięcy temu miała w tej szkole zmiana na stanowisku dyrektora, w dodatku bez błogosławieństwa burmistrza. Można więc przypuszczać, że taką oceną uszczypnąć chciał i niepokornych nauczycieli, i nową dyrektorkę szkoły. Przyjrzyjmy się jednak faktom.

 
  1. Wyniki nauczania szkół samorządowych w gminie Bodzentyn są na przestrzeni kilku ostatnich lat porównywalne (http://scholaris.pl/cke_2007.jsp?id=155914_sp ).  Zmieniająca się z roku na rok różnica zaledwie 3 punktów (na 100) między poszczególnymi szkołami pozostaje w obszarze przypadku lub statystycznego błędu (może z wyjątkiem paru nieco lepszych szkół). Publiczne wykorzystywanie tych danych przeciwko konkretnej szkole świadczy wyłącznie o uprzedzeniu bądź złośliwości wobec „niesłusznych”, na co  gospodarz gminy pozwalać sobie nie powinien.
  2. Za działalność danej instytucji w pierwszym rzędzie odpowiada jej kierownik, a więc burmistrz zapędziwszy się w złośliwości, mimochodem zdezawuował pracę swojego zastępcy i zawsze lojalnego wobec niego dotychczasowego dyrektora szkoły.
  3. Powyższa odpowiedzialność burmistrza i jego zastępcy jest tym bardziej oczywista, że mechanizm zatrudniania pracowników jest – delikatnie mówiąc – mocno scentralizowany. Burmistrz decyduje niejednokrotnie o zatrudnieniu w poszczególnych szkołach nawet pracowników obsługi (wspomniany przypadek jednego dyrektora z konkursu jest na razie odosobniony).
  4. Zastosowany przez burmistrza sposób motywowania swoich nauczycieli i budowania niezbędnego w działalności szkoły jej autorytetu w środowisku poprzez publiczne napiętnowanie w skali kilku województw (taki jest zasięg Radia Kielce), oparty w dodatku na insynuacji, może przynieść dotkliwe konsekwencje wychowawcze i edukacyjne.

Wyrażamy w związku z powyższym stanowczy protest i oczekujemy przeproszenia obrażonych nauczycieli. Nie tyle dla nich samych, co niesprawiedliwie nadwyrężonego autorytetu szkoły.

  NSZZ „Solidarność” Pracowników Oświaty i Wychowania w Bodzentynie        

 

 

Z życia wzięte

 

Aliena vitia in oculis habemus, a tergo nostra /cudze winy mamy na oku, własne za plecami/.

Rozpoczynając cykl artykułów nt. pracy w samorządzie posłużyłem się starą maksymą rzymską, która odzwierciedla sytuację jaka panuje obecnie w samym urzędzie jak i chyba gminie.

            Angażując się w działalność samorządową, postawiłem sobie za cel /i pewnie nie tylko ja/,  pobudzenie jej krwiobiegu i choćby niewielkie usprawnienie gminnego gospodarstwa.. Niestety, nie takie to proste... Rzeczywistość zweryfikowała moje optymistyczne poglądy. Wolnemu obserwatorowi praca w Radzie Miejskiej kojarzy się z atmosferą sielskości, uśmiechniętymi urzędnikami i dodawaniem pieniędzy na lokalne inwestycje. Tymczasem, po  dwóch latach obecności w radzie, samorząd kojarzy mi się raczej ze „zwierzęcym folwarkiem”. Spróbuję dowieść słuszności takiej analogii.

Dowód 1.

Przeglądając archiwum Kuriera Świętokrzyskiego sprzed kilkunastu lat  natknąłem się na artykuł, w którym dzisiejszy gospodarz „folwarku” mówił, cyt:

„Nie uważam, aby mój punkt widzenia był jedynie słusznym, ale też nie zmieniam się w zależności od siły i kierunku wiatru (…)zresztą trzeba sobie uświadomić jaka rolę spełnia wójt, co może. Otóż jest jedynie wykonawcą woli rady. To ona, jako najwyższe gminne gremium władna jest podejmować wszelkie przedsięwzięcia, które winny służyć społecznemu dobru. Myślę, że czasy, kiedy Rada robiła swoje, a wójt i tak zrobił co chciał, przeszły już w naszej gminie do historii(…) Dla przeciętnego obserwatora nie jest może zrozumiałe, gdy wszyscy dążąc do jakby do tego samego celu, starają się jednocześnie narzucić swój tok rozumowania i swoje rozwiązania…Niemniej, tylko tacy ludzie mogą stworzyć niekonwencjonalne rozwiązania. A ja nie jestem od rządzenia nimi, a od wychwytywania pomysłów i właściwego ich wykorzystania„/Rozmowa z wójtem Markiem Krakiem, Kurier Świętokrzyski, nr 16, 1994/

Punkt widzenia zależy co prawda od miejsca siedzenia, ale żeby aż tak bardzo się zmienić? Wróćmy jednak do teraźniejszości. Zakładając nawet, że próbował współpracować, trudno mi w to uwierzyć z dzisiejszej perspektywy. Muszę z całą stanowczością stwierdzić, iż próby jakiejkolwiek współpracy z częścią „opozycji” ograniczały się jedynie do padających najczęściej stwierdzeń „nie dajecie mi rządzić, przeszkadzacie, a tak w ogóle, to nie macie pojęcia, o czym mówicie”. Nigdy nie głosiłem, że mam monopol na wszelkie problemy z jakimi boryka się gmina, jednak forma dialogu zobowiązuje do wysłuchania chociażby propozycji w administrowaniu publicznymi funduszami, czy problemami natury inwestycyjnej.  A tych ostatnio jakby  trochę przybyło. Jak się bowiem okazało, projekt /na początkowo kilkaset mln euro - wersja radiowa, obecnie już około 70 mln/, stał się jedynie mrzonką, w którą wierzy tylko Burmistrz, no i może kilku zaufanych. Dodatkowo gospodarowanie funduszem publicznym zostało zachwiane przez wyrok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego o niezgodności uchwały dotyczącej ryczałtu na kanalizację w kwocie 1.500 zł z 2002 roku.  Problem? Jak najbardziej, bo ktoś będzie musiał zapłacić lokalnym komitetom za koszty poniesionych wydatków na projekty owych kanalizacji w poszczególnych wioskach. Choć prawdę mówiąc, komitety te nie mając osobowości prawnej, działały w imieniu gminnego samorządu i to on obciążony będzie kosztami projektów. Jednym słowem i delikatnie mówiąc wprowadzono w błąd opinię publiczną.

 Nie ukrywam, że od dawna i wielokrotnie mówiliśmy i pisaliśmy na łamach naszego biuletynu, że taki obieg prawny uchwały jest niezgodny z prawem. Łajano, a w najlepszym razie wyśmiewano nas. I tym razem także swoim pokrętnym zwyczajem wkracza burmistrz: trzeba kogoś za tę hucpę obwinić…  Wiadomo kogo. Burmistrz jest znowu czysty, a lud ma kolejne igrzyska.

Dowód 2.

Pragnę w tym miejscu zacytować tekst ślubowania, jaki radni składają na inauguracyjnej sesji Rady Miejskiej:

            "Wierny Konstytucji i prawu Rzeczypospolitej Polskiej, ślubuję uroczyście obowiązki radnego sprawować godnie, rzetelnie i uczciwie, mając na względzie dobro mojej gminy i jej mieszkańców." /ustawa o samorządzie gminnym, art. 23a, ust.1/ 

Może w trakcie pełnienia obowiązków warto o tych słowach pamiętać, zwłaszcza w chwilach zwątpienia i upokorzeń.  Zadaniem radnego jest wiec głównie  stanowienia miejscowego prawa, jego egzekwowanie i  respektowanie. Nikt nie stoi ponad nim /to gwoli przypomnienia, niektórym  kolegom/. Nie można więc przedkładać prywatnych interesów nad społeczny mandat.

Od samego początku niektórzy tzw. „niezależni radni” stali się z własnej woli zależni. Natomiast na innych rozpoczęły się nagonki i próby /nieoficjalne/ „werbunku” do tzw. GTW /grupy trzymającej władzę/. Usilne paktowanie, namawianie, w końcu straszenie, nie udały się, taktyka szantażu i obietnic nie przynosiła żadnych rezultatów. Rozpoczęto drugą fazę, tzw. zmiękczania przez pomówienia, w końcu w myśl goebbelsowskiej propagandy: „kłamstwo wielokrotnie powtarzane, staje się prawdą”. Wydaje się z perspektywy czasu, że była stosowana od początku, jednak ostatnimi czasy jakby ze zdwojoną siłą. A to się puści w obieg lokalny jakieś pomówienia w stylu: Gajek został nagrany przez dzieci, jak oczernia burmistrza /ten numer nie przeszedł w przypadku radnego Bąderskiego - ma włączony tumiwisizm/, a to jest przeciw Kościołowi, bo nie chce dać pieniędzy przyobiecanych wcześniej przez burmistrza. I tak buduje się własne „bohaterstwo” kosztem dobrego imienia wydumanych wrogów. Przypominam jednak: kto mieczem wojuje … .

Konkludując, Szanowny Czytelniku, rolą radnych jest dbanie o fundusze publiczne obywateli, z których przychodzi płacić m.in. burmistrzowi, zarządowi no i nam radnym. Dlatego też nie mogę się zgodzić, by lekką ręką i bezmyślnie szastać publicznym mieniem tak,  jakby było własnością urzędujących władz. Pytam więc, skoro mamy deficyt budżetowy (komercyjny kredyt na wariacką przebudowę szkoły sięgnie w tym roku 5 mln. zł.), rozbuchaną administrację, kumoterstwo, umarzanie podatków w sposób dla mnie zupełnie nie zrozumiały oraz wchodzące opieszale inwestycje,  to jak można sobie pozwolić na gesty dobrego wujka? Łatwo jest dawać cudze, trąbiąc przy okazji ze stojących na rynku dwunożnych  megafonów o swojej hojności. Dlatego też, skutecznie lub nie,  będę piętnował każdą decyzję, która choć cieniem kłaść się będzie na działaniach lokalnej władzy wykonawczej, jak i uchwałodawczej.

Tak na marginesie, powtarza się ciągle, że owe miliony, o które usilnie zabiegał Burmistrz, mogły być stracone bezpowrotnie, kiedy to na wniosek wojewody wygaszono burmistrza. Bzdura, burmistrz nie przestał urzędować, a nawet więcej, bo jako przez pewien czas już tylko Przewodniczący Związku Gmin Świętokrzyskich miał więcej czasu na solidne przygotowanie projektów. Wniosek oczywiście był, tyle, że nie na kilkaset mln tylko około 49 - 60 mln i nie na Bodzentyn tylko 11 gmin będących „akcjonariuszami” Związku. Rachunek jest prosty. I jeszcze jedna uwaga dotycząca samych projektów: sporządzane są być może i poprawnie, ale projekt opracowywany jest na bazie strategicznej koncepcji, a od tej jest władza. Chociaż prawdopodobnie znowu ktoś inny okaże się winny braku koncepcji i w związku z tym zawalenia projektu. 

Piotr Gajek

Z ratusza 

            Bodzentyński ratusz, zbudowany jeszcze w latach 70 – tych XX wieku za panowania tow. tow. Klefasa i Krogulca w stylu „leśnego baroku” można wreszcie podziwiać w całej jego okazałości. Wycięto bowiem okalające go drzewa, min. stare jawory i modrzewie. Te drugie bardzo dokładnie, bo z korzeniami  (i  mimo nocnej pory!)…. Jeden z powodów? Siadające na nich ptaki krakaniem i odchodami ubliżały władzy.

Wejdźmy jednak do środka.

Kilkudziesięcioosobowa załoga tego przybytku emocjonowała się ostatnio zebraniem wiejskim w Leśnej.

30 stycznia Wojewódzki Sąd Administracyjny w Kielcach unieważnił miejscowy akt prawny na mocy  którego pobierano od mieszkańców składki na budowę kanalizacji  w kwocie 1.500 zł. Rada Sołecka w Leśnej obawiając się więc o losy inwestycji w swojej miejscowości zorganizowała zebranie mieszkańców i poprosiła na nie burmistrza. Ten jednak nie przybył, bo miał w tym samym czasie zebranie z kołem wędkarskim, a poza tym obraził się, bo inicjatywa spotkania nie wyszła od niego („nikt nie będzie mi organizował spotkań”). Spotkanie licznie zgromadzonych mieszkańców  odbyło się więc bez głównego gościa. Przewodniczący rady A. Jarosiński i miejscowy radny K. Nowak poinformowali o aktualnej sytuacji gminy i trudnościach inwestycyjnych.  Dowiedzieliśmy się, że sztandarowa inwestycja Związku Gmin Gór Świętokrzyskich, sprowadzająca się głównie do kanalizacji została odrzucona przez Ministerstwo Rozwoju Regionalnego. Chodziło o owe magiczne 69 mln. obiecywanych przez burmistrza Kraka, choć ze względu na perwersyjne skojarzenia owej liczby zwiększono ją później do 71 mln. Już po spotkaniu sprawdziłem na stronie Ministerstwa i rzeczywiście okazało się, że projekt znajdował się na liście rezerwowej, a ta nie była brana pod uwagę. Zaciągnąłem tez języka i okazało się, że ten i wiele innych projektów mają jedną zasadnicza wadę: są monotematyczne, nie uwzględniają globalnej strategii  rozwojowej, itp. Niejednokrotnie sygnalizowałem gotowość współpracy w wypracowaniu całościowej koncepcji modernizacyjnej, w oparciu o którą można było przystąpić do opracowania konkretnego projektu finansowego, ale nikt nie wykazał zainteresowania…

Na spotkaniu ujawniono również fakty związane z umarzaniem gminnych podatków. Zwykły śmiertelnik składając wniosek o umorzenie 100 złotowej raty podatku naraża się na drobiazgowy wywiad społeczno – ekonomiczno – medyczny ze strony p. Armuły. Tymczasem czołowym tutejszym biznesmenom umorzono podatek w kwotach tysięcy złotych bez owych poniżających wywiadów socjalnych. Oficjalne uzasadnienie? Organizują miejsca pracy… Guzik prawda, jeżeli już organizują to kampanię wyborczą! W dniu wyborów wytrwale organizowali p. Krakowi dowóz wyborców do lokali.  Zgoda, podatki należy obniżać, ale wszystkim, bo zaoszczędzone w ten sposób przez podatników pieniądze pobudzają popyt. Polityka podatkowa bodzentyńskiego burmistrza – to jednak nie żadna ekonomia, to jak się okazało najzwyklejsza polityczna korupcja.

Rzadko bywam na zebraniach wiejskich, ale tym w Leśnej byłem zbudowany. Jakież więc moje zaskoczenie, gdy nazajutrz rozpoczęła się kontrofensywa. Burmistrz wezwał radę sołecką, rozpoczął dochodzenie jak doszło do zorganizowania „nielegalnego zebrania”, itp. Sołtyska oficjalnie przeprosiła go w „imieniu mieszkańców”… Dwóch niewyrośniętych, a więc raczej niegroźnych urzędników, których elementarnych obowiązkiem jest służyć tym, którzy ich wybrali, zachowuje się jak (nie wymienię już tego towarzysza) … bohaterowie filmów Barei, a rozsądnym wydawałoby się  ludziom uginają się na ich widok kolana! Nie rozumiem…

Jeszcze o owym sądowym wyroku. Prawie natychmiast po jego ogłoszeniu  w każdym zakątku gminy pojawiły się informacje, że mieszkańcy teraz dopiero stracą, bo zamiast 1.500 zł. będą musieli zapłacić 4.500 zł. Zastanawia ten błyskawiczny i skuteczny mechanizm plotkarski. W Bodzentynie zawsze dyspozycyjny pan Jan z panią Marylką (ta w ten właśnie sposób odwdzięcza się burmistrzowi za pracę dla synowej), po wioskach niektórzy sołtysi, i tak to idzie… Lokalny TVN! Skoro o sołtysce z Leśnej mowa, przytoczę jej tłumaczenie na zarzut, że podpisała się pod protokołem odbiorczym niedokończonej budowy drogi: „przecież pan z gminy podpisał, a on najlepiej wie…”       

Wracając do ściekowego wyroku: nikt nie zadał sobie jednak trudu, aby sprawdzić w ustawie wodociągowej, że podłączający się do sieci, czy to wodociągowej, czy kanalizacyjnej, pokrywa koszt przyłącza, czyli w przypadku ścieków odcinka rurki od studzienki do własnego domu, a gdyby studzienka była u sąsiada, to od granicy swojej nieruchomości…* Na planach studzienki lokalizowano głównie w okolicach szamb, więc łatwo sobie policzyć koszta. Nawiasem mówiąc, wpłata 1.500 zł. wcale nie gwarantowała darmowego przyłącza!

 

* Według nowelizacji  ustawy wodociagowej z 2005 r. zmodyfikowano definicję przyłacza, praktycznie wydłużając je  albo do granicy nieruchomości

c.d.n.

 

Piotr Opozda

 

Satyryczne postscriptum 

 

Tuż po zamieszczeniu powyższego tekstu, miałem interwencję kilku pań Marylek i panów Janków. Przypomnę, że pisząc o metodzie komunikowania się  samorządowej władzy ze społeczeństwem zwróciłem uwagę na rolę mechanizmu plotkarskiego. Aby go uplastycznić, posłużyłem się wyciągniętymi z rękawa dyżurnymi imionami, wydającymi się  na tyle powszechnymi, że dającymi gwarancję anonimowości. Tymczasem zaczęły nachodzić mnie …. panie Marylki i panowie Janowie z pretensjami, że to o nich piszę… Większość widziałem po raz  pierwszy na oczy. Tłumaczenie, że artykuł był o sposobie komunikowania się władzy z wyborcami, nie zaś o konkretnych osobach (których nie znając, nie mogłem  przecież opisywać) wydawało się daremne. Ktoś im przecież zrobił wydruk z Internetu i odpowiednio wytłumaczył. Początkowo zamierzałem zmienić imiona na bardziej egzotyczne, ale obawiając się kolejnych peregrynacji i gróźb procesowych - zaniechałem. „To wszystko pasuje do mnie” – słyszałem najczęściej. Wniosek może być tylko jeden: skala pewnej patologii władzy przerosła moje wyobrażenia. Że o innej już patologii przezornie nie wspomnę…

 

powered by QuatroCMS